INFORMACJE

Hej skarby!
Co się tak ostatnio cicho zrobiło? Gdzie komentarze z Waszymi opiniami? Proszę, proszę komentujcie ! Bardzo, ale to bardzo mi na tym zależy. Chciałabym znać Wasze zdanie. Nie krępujcie się i komentujcie ile się da ( trochę krytyki też nie zaszkodzi c; ). Piszcie co myślicie, o głównej bohaterce i o każdym z rozdziałów. <3 A, przede wszystkim najważniejsze - DOŁĄCZAJCIE DO WITRYNY i zostańcie Chadersami ! Wszystkich przyjmujemy z otwartymi ramionami ! c;

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 11 "Your heart's against my chest".



- Mówiłem, że Cię złapię. - powiedział Lou lekko muskając ustami moją szyję. 
- To nie fair. Masz o wiele dłuższe nogi! 
- Może i tak, ale za to Ty jesteś ładniejsza. - odpowiedział, a ja zachichotałam. 
Musiałam chwilę ochłonąć, aby przeanalizować w głowie jego słowa. Gdy w końcu doszło do mnie co powiedział, poczułam jak przez moje ciało przelatuje fala gorącego ciepła, aby następnie rozlać się po całej powierzchni policzków. Chłopak zaśmiał się widząc moje skrępowanie, zostawiając gęsią skórkę na mojej rozgrzanej szyi. 
- Tak...Z tym to się chyba jednak zgodzę. - odparłam.
Lou parsknął śmiechem.
- Co się stało? - spytał, gdy zaczęłam zbyt energicznie mrugać.
- Bo wiesz...Naplułeś mi do oka.
Kolejny wybuch śmiechu.
- Jeśli nie podoba Ci się mój dzisiejszy makijaż, po prostu mi to powiedz. A nie próbujesz go zmyć śliną. - dodałam szeroko się uśmiechając.
- Ależ Twój makijaż jest na prawdę fantastyczny! - spojrzałam na niego spode łba. - Mówię serio! Poza tym  myślisz, że gdyby mi się nie podobał zmyłbym go swoją własną śliną?
- Nie wiem. Ty inaczej patrzysz na świat. - odparłam. Lou zaśmiał się ciepło i spojrzał mi głęboko w oczy.
Powolnym ruchem zbliżył swoje usta do moich i złożył na nich delikatny pocałunek. Po chwili przerwał, by jeszcze raz spojrzeć w moje oczy.
- Uwielbiam Cię. - powiedział, po czym na dobre wpoił się w moje usta.
Naparł na mnie całą klatką piersiową i przycisnął do siebie. Jego ręce na moich ramionach ograniczały mi ruchy. Stałam przy nim bardzo blisko i napawałam się jego zapachem oraz smakiem. Wszystko wokół wirowało. Moim jedynym punktem odniesienia były jego usta. Usta tak miękkie i delikatnie całujące. Nie chciałam przerywać tej chwili. Na swoich piersiach dokładnie czułam bicie jego serca, a na policzkach ciepły oddech. To sprawiało, iż czułam się bezpieczna.
- Kiss me like You wanna be loved. - szepnął.
Bez chwili zastanowienia objęłam rękami jego szyję i oddałam pocałunek.
Nasze ciała z sekundy na sekundę robiły się coraz bardziej rozgrzane. Jego silne ręce sunęły po moich plecach w górę i w dół zakreślając proste linie. Moje myśli już dawno uleciały w przestrzeń. Liczyło się tylko to co dzieje się teraz. Nasze serca biły coraz szybciej doczekując się więcej. Lou coraz bardziej napierał ramionami na moje plecy, mocniej przyciągając mnie do siebie. Brakowało nam powietrza. Od czasu do czasu chłopak przenosił swoje usta na moją szyję. Każdy jego pocałunek zostawiał palący, a zarazem rozkoszny ślad.
Po jakimś czasie oderwaliśmy się od siebie głośno dysząc. Lekkie uśmiechy zawitały na naszych twarzach. Lou przez cały czas obserwował moją twarz w ogromnym skupieniu, nadzwyczajnie coś analizując. Kiedy w jego oczach znów pojawiły się dobrze znane mi iskierki, objął mnie swoimi ramionami i mocno ścisnął. Czułam jak po całym moim ciele przechodzą przyjemne dreszcze, a serce zawtórowało szybszym biciem. Czułam się bezpieczna. CHOLERNIE BEZPIECZNA.
- Co byś zrobił gdybym powiedziała Ci, że ja też Cię uwielbiam? - spytałam.
Chłopak chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią. Na jego twarzy przez cały czas gościł charakterystyczny uśmiech, a oczy świeciły swoim blaskiem.
Zaśmiałam się widzą minę Lou. Jego oczy rozszerzyły się lekko, a z ust wydobyło się krótkie " Oo..". Wyglądało to na prawdę komicznie, dlatego nie powstrzymałam się od wybuchu śmiechu. Chłopak widząc moją reakcję, uśmiechnął się szeroko.
- A tak na poważnie, to strasznie bym się ucieszył. - szepnął mi do ucha.
- Oh, serio? - spojrzał na mnie zdezorientowany - Tylko tyle? Myślałam, że powiesz że nie będziesz mógł sypiać po nocach albo coś w tym rodzaju...
- Ach, czyżby? - spytał unosząc jedną brew - A co jeśli powiedziałbym Ci, że mam dla Ciebie niespodziankę?
- Niespodziankę?
- Tak. - przytaknął szeroko się uśmiechając.
- No więc...W takich okolicznościach może i jestem skłonna Ci przebaczyć, ale wiesz...To się nazywa czyste przekupstwo.
- Oj, od razu przekupstwo. Po prostu chcę Ci sprawić przyjemność, Aniu. - spojrzałam na niego podejrzliwie. - I sobie też przy okazji. - dodał puszczając do mnie perskie oko.
- To co? Chcesz mi powiedzieć, że kupiłeś nam kosz pełen marchewek?
Lou parsknął śmiechem.
- Nie będę udawał, że nie rozważałem takiej opcji, ale niestety nie. To nie jest kosz marchewek. Jest to raczej coś bardziej oryginalnego. - powiedział.
Złapał mnie mocno za rękę, po czym zaczął prowadzić wzdłuż korytarz, wprost do swojego pokoju.


Nie wiem dokładnie jak prawidłowo opisać słowami "Louisową niespodziankę". Była ona rzeczywiście bardzo oryginalnym pomysłem i przyznam, że nigdy nie wpadłabym na taki pomysł. Podejrzewam, że normalni ludzie też nie. No ale cóż...Lou jest wyjątkowy. Ma masę dziwnych, a zarazem fantastycznych pomysłów. Nadal uwielbia układać klocki lego i jeździć sterowanymi samochodami. Cały on! Ale nigdy nie podejrzewałabym, że stać go na coś takiego. Bo wiecie...Normalnie chłopcy kupują swoim dziewczynom kwiaty, przytulanki albo jakieś słodkości, ja natomiast dostałam pidżamę. Tak pidżamę. A jeszcze bardziej zdziwiło mnie to, iż kupił te pidżamy w komplecie i teraz ma drugą taką samą. Jest to oczywiście bardzo słodkie z jego strony i szczerze przyznam, że wolałam dostać pidżamę, niż kwiaty które tak czy inaczej po jakimś czasie zwiędnął...Innymi słowy mogę powiedzieć, iż jestem z wariatem. Chłopakiem, który widzi świat przez swoje własne kolorowe okulary.I wiecie co? Straszliwie mi się to podoba.





- Serio jesteś nienormalny. - powiedziałam uśmiechając się.
Odpowiedzi usłyszałam tylko krótkie 'yhym' , a następnie poczułam jego ciepłe ramiona obejmujące mnie od tyłu.
- A Ty cudownie pachniesz. - uśmiechnęłam się słysząc jego słowa.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, a już poczułam jego ciepłe usta składające pocałunki w moich włosach.
- Wiesz...Mam swoje sposoby. Prysznic przynajmniej raz dziennie i w ogóle. Czasem jeszcze używam perfum. - pokiwałam głową na potwierdzenie swoich słów.
- O prysznicu to ktoś kiedyś mi wspominał...Ale perfumy? Pierwsze słyszę. - odpowiedział uśmiechając się w moje włosy.
Zaśmiałam się.
- Kupię Ci kiedyś jakieś. - obiecałam, po czym odwróciłam głowę i delikatnie pocałowałam go w usta. Lou Uśmiechnął się zadziornie. - I nawet własnoręcznie napisze instrukcję obsługi. - dodałam
Odpowiedział mi szerokim uśmiechem.
- Nie sądzisz, że to takie dziwne?
- Ale co? Perfumy czy...? - spytał zdezorientowany
- Nie, nie perfumy... Mówię raczej o nas. - spojrzał na mnie pytająco - No bo znamy się dopiero tydzień!
- Tak, zgadza się. I ?
- I? - zapytałam ironicznie - Znamy się od 7 dni, a już ze sobą jesteśmy! Nadal nie wydaje Ci się to dziwne?
- Może z punktu widzenia osoby trzeciej tak jest, ale dla mnie jest to jak najbardziej normalne. - Już chciałam otworzyć usta, żeby coś powiedzieć ale chłopak przerwał mi kontynuując - Tak, tak. Wiem co teraz chcesz powiedzieć: "Ja też jestem dziwny, dlatego ta sytuacja wydaje mi się naturalna" - uśmiechnęłam się lekko na jego słowa. - Ale Aniu...Przecież tylko wariaci są coś warci. - powiedział, po czym szeroko się uśmiechnął.
Odwrócił mnie do siebie przodem, po czym lekko i delikatnie zatopił swoje usta w moich. Wplótł palce w moje rozpuszczone włosy i lekko przyciągnął.
Jego dotyk, smak i zapach powoli dochodził do odpowiednich komór mózgowych, gdzie tam każdy z nich został dokładnie przeanalizowany. Po jakimś czasie na całym ciele zaczęły pojawiać się przyjemne dreszcze. Krew pulsowała coraz szybciej, a towarzyszył jej akompaniament bijącego serca.
Czy ja zawsze musiałam reagować w taki sposób?
- Masz jakieś plany na jutrzejsze po południe - spytał.
- Nie...Nie wydaję mi się, a co czyżbyś coś szykował?
-Nie...Tak tylko sobie pomyślałem, że moglibyśmy się gdzieś razem przejść.- spojrzał na mnie z nadzieją w oczach. -  Jeśli oczywiście masz ochotę.
- Oczywiście, że mam Lou. - odpowiedziałam i pocałowałam chłopaka w sam czubek nosa.
- To fantastycznie.


***


Mieliście kiedyś takie wrażenie jakbyście rozpadali się na milion małych kawałeczków? Jakby każda komórka waszego ciała rozchodziła się w inną stronę nie pozostawiając po sobie dosłownie nic? Jakby ktoś celowo ścierał  Was jak ser po ostrej tarce? Hm...Boli, prawda? 
Kiedyś sądziłam, że Bóg dał nam życie, abyśmy czerpali z niego przyjemność. Abyśmy napawali się każdą jego chwilą, bez żadnych ograniczeń czy przeszkód. Teraz wiem, że życie jest nauką. Nauką, której sztuki nie udało się jeszcze nikomu opanować. Nauką, w której uczymy się swoich własnych słabości, poznajemy swoje wady i zalety, doświadczamy wielu uczuć czasem cierpiąc, a czasem po prostu kochając. Ale przede wszystkim uczymy się sobie z nimi radzić. 
Jest wielu którzy nie poradzili sobie z trudnościami życia, ale są tacy którzy nawet nie mają pojęcia jak wielka i potężna jest ich psychiczna moc. Ale do czego zmierzam? 
A do tego, że są momenty gdy wydaje nam się, iż jest po prostu wspaniale. Bardzo ciężko pracujemy nad tym, aby zapomnieć o wyrządzonych nam krzywdach i zacząć normalnie żyć. I nagle przez dosłownie ułamek sekundy wszystko  może się spieprzyć...








~Oczami Lou~














Spojrzałem na zegarek. Zostało 10 min. Sięgnąłem ręką po moje ciemne spodnie. Szybkim ruchem wsunąłem ja na siebie i zapiąłem rozporek. Gdy zakładałem na siebie biały T-shirt poczułem jak coś uwiera mnie w tylnej kieszeni.  Wyciągając tajemniczy przedmiot i  zrozumiałem, że jest to list. List, który Ania napisała do swojego ojca. Moja ręka drżała lekko, gdy koniuszkami palców dotykałem otwarcia koperty.
Czy aby na pewno powinienem czytać? Czy, aby na pewno to już odpowiedni moment? Nie sądzę...Poza tym...
Moje przemyślenia przerwał odgłos otwieranych drzwi. Klamka szybkim ruchem zleciała na dół, aby zaraz potem wrócić na to samo miejsce. Zza framugi wyłoniła się szczupła postać o lekko kasztanowych włosach. Wiatr spowodowany przeciągiem oplótł moje nogi uniemożliwiając ruch. Ona stała tam dysząc i trzęsąc się jednoczenie. Powolnym ruchem podniosła oczy i spojrzała na mnie z ogromnym przerażeniem, bólem i żalem. Byłem zbyt sparaliżowany, aby cokolwiek zrobić... Co się stało? Przecież było już tak dobrze...
- Aniu... - wykrztusiłem w końcu - Co się dziej...?
Musiałem przerwać. Z każdym moim słowem po jej policzkach spływały słone łzy. Jedna po drugiej. Nie wiem ile stałem tak nic nie robiąc, ale po jakimś czasie jej płacz zamienił się w głośny szloch. Nie mogłem dłużej patrzeć jak cierpi.
Wyciągnąłem ręce do przodu w charakterystycznym geście, a ona podleciała szybkim ruchem i mocno się we mnie wtuliła, cały czas szlochając...



-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------








Hej, żabcie! Obiecałam, że rozdziały będą co tydzień? I proszę bardzo! c; Wiem, że może trochę późno, ale dotrzymałam słowa. Możecie być ze mnie dumni. c; OCZYWIŚCIE MOJA STAŁA PROŚBA - KOMENTUJCIE!!!  Dacie rade napisać chociaż z 10 komentarzy? Tylko 10. Nie proszę o długiej wypowiedzi. Może być ściśle, krótko i na temat. Tylko proszę 10 KOMENTARZY! <333333 KOCHAM WAS ;****


niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 10 "To już tak na poważnie".




Minął już tydzień. Dokładnie 7 dni temu przyjechałam do Londynu. Wyjazd od samego początku wydawał mi się beznadziejnym pomysłem, ale teraz nie zamieniłabym go na żaden inny. Czemu?
 Hm... Właśnie te 7 dni, do których wcześniej czułam obrzydzenie i niechęć, całkowicie zmieniły moje życie. Nigdy przedtem nie wyobrażałam sobie, że jedno małe posunięcie może spowodować, iż mój świat znów stanie na nogi. To jedno małe i ryzykowne posunięcie sprawiło, iż poznałam wspaniałych ludzi, doświadczyłam wiele nowych, nieznanych mi do tej pory rzeczy, a przede wszystkim poznałam smak prawdziwego uczucia, które wprawia moje serce w lekkie łaskotanie, zajmuje każdą możliwą komorę mózgową i jest w każdej komórce mojego ciała. To uczucie nosi nazwę Lou.
Podsumowując:
1. Poznałam fantastycznych, zwariowanych i szalonych ludzi;
2. Zagrałam na BIAŁYM  fortepianie (w końcu); 
3. Miałam okazję podziwiać piękno Londynu z perspektywy z jakiej nikt nigdy nie widział; 
4.Nauczyłam się w miarę tolerować Johna;
5. Pogodziłam się z mamą;
6. Poznałam kilka tajemnic reżyserii;
7. Zakochałam się. 
Co do tego ostatniego mogę powiedzieć tylko, że jest fantastycznie. Ciągłe tajemnicze uśmiechy, szczere spojrzenia, nocne spacery z trzymaniem się za ręce plus odwiedzanie tej samej budki z lodami co pierwszego dnia. Wszystko to do siebie tak idealnie pasuje i wszystko jest na swoim miejscu. Tak właśnie powinno być. 
Na samym początku było trochę ciężko odnaleźć mi się w tej nowej sytuacji. Wszytko tak strasznie szybko się zmieniło, do tego doliczyć jeszcze przyjazd dziewczyn i poznanie Eleanor, która...A właśnie...Zdaje mi się, że ten fragment pominęłam... Zatem wróćmy do początku...


__________________________________________________________________________________________________________________________________________________


- Odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie? - zapytałam.
Chłopak powolnym ruchem podniósł wzrok i przeniósł go z ust na moje oczy spoglądając na mnie z zaciekawieniem. Pełna noc za oknem towarzyszyła nam przez ten cały czas, podczas gdy nasze stopy poruszały się w rytm tylko przez nas  słyszanej piosenki.
- Postaram się. - odpowiedział lekko zabójczo się uśmiechając.
- To znaczy?
- To znaczy, że odpowiem szczerze jeśli tylko będę znał odpowiedź. - powiedział uśmiechając się jeszcze szerzej ukazując przy tym rząd swoich białych zębów.
- Okey...To...może...
Zdenerwowanie brało nade mną górę. Co jeśli jego odpowiedź będzie inna niż ta jakiej oczekuję? Co jeśli on czuje zupełnie co innego, a ja wmawiam sobie tylko jakieś dyrdymały o tym, że ktoś w ogóle mógłby poczuć do mnie coś takiego?
- To aż tak źle? - spytał unosząc do góry jedną brew. - Dawaj, Aniu. Nie wstydź się.
- Ale to nie jest takie proste, jak się wydaje.
- Oj, nie przesadzaj. Dla chcącego nic trudnego!
Chłopak przez cały czas się uśmiechał, moja mina jednak miała zupełnie inny wyraz.
Ugh...Czy on zawsze wszystko musi brać do siebie tak pozytywnie?
- Aniu, no powiedz wreszcie. Później będę miał za mało czasu na odpowiedź. - ponaglił mnie zniecierpliwiony.
Czy on się ze mnie nabija?
Spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Dobra, już jestem poważny. - powiedział i jakby na potwierdzenie swoich słów spojrzał mi głęboko w oczy. To dodało mi otuchy.
Spokojnie, Aniu. Spokojnie. Wyrzuć to z siebie. Dasz radę. Jeszcze tylko uspokajające odliczenie do trzech. 3 - głęboki wdech. 2- wydech i 1- nabranie powietrza do płuc.
Taa...Mogłam się tego spodziewać. Zamiast powiedzieć coś w stylu " Co tak na serio jest między nami?", rzuciłam tylko:
- Co Ty tak na prawdę o tym wszystkim myślisz? - Gdy tylko słowa wypłynęły z moich ust poczułam jak moje policzki zalewają się gorącym rumieńcem.
Lou widząc moje zakłopotanie uśmiechnął się ciepło i mocniej ścisnął moją dłoń.
- To znaczy chciałam zapytać...Jakie są tak na prawdę Twoje odczucia i jak...Ty to spostrzegasz?
Chłopak cały czas nie spuszczał ze mnie oczu. Wprawiło mnie to w jeszcze większe zakłopotanie, dlatego spuściłam wzrok zatapiając go w naszych już nie poruszających się stopach. Przez to całe zdenerwowanie nawet nie zauważyłam, że przestaliśmy tańczyć.
- Odczucia względem...czego? - spytał zdezorientowany. - Wybacz, Aniu. Ale nie bardzo rozumiem.
Jeszcze jeden głęboki wdech.
- Odczucia względem nas, Lou. Przez ten cały czas zastanawiałam się co tak na prawdę do mnie czujesz i co jest między nami. Co noc zastanawiałam się nad tym i próbowałam wymyślić sobie swój własny scenariusz, jednak każdy okazał się być beznadziejny, ponieważ tak czy inaczej frustrowało mnie to że nie wiem. Bo wiesz z mojej strony to wygląda tak, że lubię Cię, a nawet bardzo. Tylko nie wiem, bo może ty nie. Może ty jesteś bardziej za przyjaźnią, chociaż z drugiej strony to by było trochę dziwne i w sumie to już sama nie wiem, bo przecież gdyby tak nie było to nie stalibyśmy teraz tutaj. Ale może dla Ciebie to jest normalne, bo dla mnie będzie tak jak dla Ciebie tylko wystarczy żebyś mi powiedział, to ja wtedy będę wiedzieć i będę pewna, że... - Zupełnie nie mogłam opanować słowotoku, który ni stąd ni zowąd dopadł mnie w błyskawicznym tempie. Czułam jak z każdym słowem rumienię się coraz bardziej, a na twarzy Lou pojawia się coraz to szerszy uśmiech.Nie mogłam już słuchać tych wypływając z moich ust bzdur. Zamknęłam o czy i czekałam aż to się wszystko skończy.  - No wiesz...Bo wtedy będzie po prostu o wiele prościej i... - Przerwałam dopiero w chwili, gdy poczułam jego miękkie usta składające ciepły pocałunek na moich. Zadrżałam pod wpływem jego dotyku, gdy swoimi dłońmi złapał moje ramiona i przywarł do mnie swoją klatką piersiową.
Moje myśli galopowały po całej głowie szukając sobie odpowiedniego miejsca. Krew w żyłach płynęła tak szybko, iż gubiła po drodze swój stały puls, a serce jakby na moment stanęło w miejscu. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Moje ciało nabrało strasznie wysokiej temperatury, czułam jak na karku pojawiają się małe kropelki potu.
Lou przerwał ten cudowny moment, lekko odsuwając się do mnie. Lecz tylko po to, by szepnąć mi do ucha:
- To właśnie czuję, Aniu. Przez cały ten czas powstrzymywałem się, żeby nie powiedzieć Ci tego wprost, ponieważ blokowało mnie to, że nie wiem co Ty czujesz do mnie. Bałem się, ze jeśli posunę się za daleko odwrócisz się ode mnie i stracę Cię na zawsze. Ale teraz wiem, że czujesz dokładnie to samo, dlatego nic nie jest w stanie mnie już powstrzymać.
Chłopak uśmiechnął się lekko, spojrzał mi głęboko w oczy, po czym kolejny już dziś raz "pozwolił sobie" mnie pocałować. Pocałunek był tak samo ciepły i delikatny, różnica polegała tylko na tym, iż był on o wiele, wiele dłuższy.


~*~



- Mówię serio. Największego szału dostaję kiedy źle komentujesz jego ubiór. - opowiadała dziewczyna co jakiś czas wybuchając śmiechem. - Musisz kiedyś tego spróbować. 
- Czyli tak. Nie lubi przesolonego jedzenia. Nie lubi jak się komentuje jego ubiór i jeśli nie odzywa się przez cały dzień oznacza to, że źle się czuje w ubraniu jakie ma na sobie. - podsumowałam. 
- Znakomicie! Teraz już wiesz te w miarę najważniejsze rzeczy.
Wybuchnęłam śmiechem. 
- To są jeszcze jakieś? Myślałam, ze przez tą godzinę zdążyłyśmy omówić już wszystkie.
- Oczywiście, że są. Tego, że Lou to tak na prawdę jedna wielka maruda, dowiesz się za jakiś czas sama. I innych rzecz przy okazji też się dowiesz... - Eleanor zaśmiała się pocieszająco. - A teraz powiedz mi proszę, jak to się stało, ze w ogóle jesteście razem! 
- No cóż... Przyczepił się do mnie jak tylko tu przyjechałam i latał za mną jak pies za swoją ulubioną zabawką. W ogóle nie mogłam się od niego odczepić, chwili spokoju nie mogłam złapać. Aż w końcu postanowiłam, że będzie o wiele lepiej jeśli przystanę na jego propozycje i nie będę udawać, ze nie czuje tego samego co on. - opowiedziałam w skrócie. El przez cały czas nie mogła opanować śmiechu. - No a tak poważnie to w bardzo wielu sprawach mi pomógł i dzięki niemu jakoś inaczej spojrzałam na świat. Było ciężko, ale teraz jest po prostu cudownie. 
- Jej! Tak się cieszę, że jesteście razem! Pamiętam moją rozmowę z Lou, gdy dzwoniłam zapytać się co u niego i tak dalej, a on wręcz tryskał w głosie radością. Już wtedy wiedziałam, że się zakochał, ale palant nie chciał mi nic powiedzieć. - Obie zaśmiałyśmy się na jej słowa. - I też strasznie cię cieszę, że w ogóle mnie polubiłaś. Bałam się, że nie będziesz chciała za mną gadać albo że nasze rozmowy będą strasznie czerstwe. Ale gdy tylko Cię zobaczyłam wiedziałam, że będzie inaczej. - powiedziała po czym z ogromną siłą uścisnęła mnie tak jakbyśmy znały się od lat. Odwzajemniłam uścisk.
Eleanor była niesamowita. Strasznie otwarta taka szczera i uprzejma. Po mimo, iż znałyśmy się zaledwie od ponad godziny wiedziałam, ze mogę jej zaufać.
Z opowiadań dziewczyny wywnioskowałam, ze nie tylko ja bałam się naszego pierwszego spotkania. Lecz gdy tylko El mnie ujrzała, rzuciła się na mnie mówiąc: " Jak dobrze, że w końcu Cię poznałam." Na takie słowa wręcz nie dało się nie uśmiechnąć. Od razu kupiłyśmy sobie po kawie i udałyśmy się do mojego pokoju porozmawiać i poplotkować na temat Lou. Chłopcy byli akurat na planie XFactora, aby jeszcze raz odtworzyć i przeżyć swoją własną historię. Co do reszty dziewczyn to pojawią się dopiero dzisiaj wieczorem. Eleanor postanowiła przyjechać wcześniej, ponieważ tak bardzo nie mogła doczekać się spotkania ze mną. Co z jej strony było bardzo słodkie.
- Wiesz... Tak sobie pomyślałam, ze może na uczczenie naszego pierwszego spotkania, zrobiłybyśmy sobie zdjęcie? - zaproponowała dziewczyna.
- Oczywiście. - Odpowiedziałam uśmiechając się szeroko.


- Wyszło fantastycznie! - krzyknęła podekscytowana El.
- Wiesz, mam pomysł. - powiedziałam uśmiechając się i zabierając dziewczynie telefon. Wybrałam kilka odpowiednich opcji, po czym wysłałam zdjęcie do Lou.
Eleanor patrząc na moje poczynania wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Coś czuję, że teraz biedny będzie miał żywot ten nasz chłopaczyna. - stwierdziła.
- Ale gdyby się tak nad tym zastanowić to przecież...- urwałam, gdyż w połowie mojego zdania usłyszałyśmy dźwięk otwieranych drzwi.
Stał za nimi nie kto inny, jak sam Lou. Popatrzył na nas z lekkim zaskoczeniem , po czym pokiwał  niedowierzanie głową. To musiał być dla niego na prawdę ogromny szok.



--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Hej kochani! Z góry chciałabym Wam podziękować za to, że jesteście ze mną przez tan cały czas, pomimo tego że tak bardzo rzadko dodaje rozdziały. Obiecuję, że od teraz to się wszystko zmieni i rozdziały będą dodawane co tydzień i będą zawierały o wiele ciekawsze treści. Tylko chciałabym Was prosić o jedno. Proszę, proszę komentujcie. Pokażcie mi, że jest choć kilku z Was którzy czytają bloga i są ze mną przez ten cały czas. To na prawdę daje dużo motywacji. A no i nie zapomnijcie zajrzeć tutaj za tydzień! <333333

sobota, 11 maja 2013

Wszystkiego Naj Piękna ! ♥


Dla Oli z okazji 14 urodzinek ! c;


Droga (najpiękniejsza, najcudowniejsza i najwspanialsza) Olu,

Wszystkiego, wszystkiego, ale to na prawdę wszystkiego najlepszego !

Życzę Ci, żebyś zawsze miała tak piękny uśmiech na twarzy, żebyś nigdy nie była smutna, a łzy spływały po Twoich policzkach tylko ze szczęścia. Żebyś nigdy nie zapomniała co znaczy definicja słowa "szczęście" i potrafiła cieszyć się z najmniejszych drobnostek. O dobrych ocenach i wspaniałych przyjaciołach nie będę wspominać, bo przecież już to wszystko masz.
Życzę Ci także abyś pamiętała, że żaden palant nie jest wart naszego szczęścia i nie zaważy w życiu na naszej przyszłości, a co najważniejsze nie ma wpływu na nasze marzenia. Nigdy nie żałuj w życiu swoich wyborów oraz decyzji. Zapamiętuj tylko te dobre chwile, a złe wyrzucaj w niepamięć. Pajaców całuj, wykorzystuj, a kochaj tych którzy na prawdę na to zasługują. Żyj chwilą i pamiętaj, że...



CIĘ KOCHAM ♥

Julszon.

piątek, 10 maja 2013

Rozdział 9 "Heart on fire". ♥


-Może herbatki? - spytał pogodnym głosem Lou.
- Nie, dziękuję. - uśmiechnęłam się szeroko.
- A może jednak? - pokiwałam przeczącą głową - Nie? To może ciasteczko? - ponowił pytanie unosząc w górę jedną brew.
Parsknęłam śmiechem.
- Nie, Lou. Na prawdę dziękuję.
-Nie, to nie... - odpowiedział udając zawiedzionego, usadawiając się na wolne miejsce obok mnie.
Oparł ręce o swoje kolana, w jednej dłoni trzymając ciastko, a w drugiej herbatę. Bardzo wolnym ruchem zbliżył ciastko do swoich ust, obserwując mnie kątem oka. Wgryzł się w chrupiący przysmak, po czym oblizał wargi. Następnie (także bardzo wolnym ruchem) zrobił łyka gorącej herbaty siorbiąc przy tym głośno cały czas nie spuszczając ze mnie wzroku. Przyglądałam mu się powstrzymując od śmiechu. Jednak nie udało mi się. Wybuchnęłam śmiechem tak głośno, ze cała herbata Lou znalazła się na jego spodniach. Jego zszokowana mina po chwili przerodziła się w ogromny wybuch śmiechu. Obydwoje nie mogliśmy się powstrzymać.
- Przynajmniej masz ciastko. - powiedziałam, gdy już zdążyłam się opanować. Lou spojrzał na mnie oczami przepełnionymi radością, zadarł głowę do góry i odwrócił wzrok udając obrażonego. - Ej!!! No weź!! Nie obraża.... - Nie skończyłam zdania, ponieważ Lou rzucił się na mnie wkładając ciastko do moich ust szczerząc się przy tym szeroko.
- Nie obraziłem się. - szepnął mi do ucha. - To taki chwyt - poczułam jak się uśmiecha. - Ale przyznaj, że to ciastko jest przepyszne.
- Racja.- odpowiedziałam odwracając głowę w jego kierunku.
Po chwili zorientowałam się, że to nie było zbyt dobre posunięcie. Jego głowa znajdowała się dosłownie milimetr od mojej. Myślałam, ze zaraz dojdzie do czegoś, na co nie miałam ochoty. Bałam się tego, panicznie się bałam. Nie chciałam, aby to stało się właśnie dzisiaj. Nie chodzi o to , że nie lubię Louisa w ten sposób, nie. Ja... W sumie sama nie wiem co do niego czuję. Wiem tylko, że jego obecność blisko mnie jest dla mnie jak powietrze. Potrzebuję go zawsze i wszędzie, bez względu na okoliczności.
Na całe szczęście Lou posiada dar czytania w moich myślach i zawsze wie czego potrzebuję w danej sytuacji. Uśmiechnął się do mnie ciepło po czym delikatnie odsunął. Spojrzałam mu w oczy. Chciałam upewnić się, czy może przypadkiem nie jest na mnie obrażony albo czy nie zraniłam go zbytnio. On jednak uśmiechnął się jeszcze szerzej i puścił do mnie perskie oko.
Czy to nie cudowne? Powiedzcie, czy to nie jest cudowne? To w jaki sposób Lou potrafi się ze mną porozumiewać? Co on takiego w sobie ma? Czy to męska intuicja, czy może umiejętność czytania mi prosto z serca? Nie mam zielonego pojęcia, ale uwielbiam gdy to robi. Uwielbiam...
- Hej Louis?! - usłyszałam krzyk Harrego.
- No?!
- Widziałeś moją MP4?!
- Nie! A co, znowu zgubiłeś?!
- Właśnie nie wiem...Wydaje mi się, że...O w dupę! Niall!!!
I jakby na potwierdzenie słów chłopaka usłyszeliśmy głośny huk dobiegający prosto z kuchni. Biedny Niall wychodząc z pomieszczenia z jedzeniem w ręku, potknął się o futrynę drzwi i ledwo wylądował na dwóch nogach. Jednak nie przejął się tym zbytnio i po chwili znów całą swoją uwagę skupił na kawałkach donutów.




Razem z Lou wybuchnęliśmy śmiechem.
- Oh, Niall!!!!! - krzyczał zdenerwowany Harry
- Co?
- Moja MP4, oddawaj. A poza tym nie mówi  się z pełną buzią.
- Mam w kieszeni, spoko, wyluzuj.
Harry miał taką minę jakby połknął zdechłego kota, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło.
- Ej, Hazza skarbie, nie złość się tak, bo zrobią Ci się zmarszczki. - powiedział Lou.
- Odczep się. - odgryzł się Loczek mrużąc ze złości swoje zielone oczy.
Lou właśnie otworzył usta, aby powiedzieć jedną ze swoich ciętych ripost i zgasić Harrego, ale przerwał mu w tym głośny grzmot. Wszyscy odruchowo zerknęliśmy w niebo.

Piękny błękit nieba w mgnieniu oka rozpłynął się w szarości deszczowych i burzowych chmur. Zamiast lekkich i powiewnych widniały ciemne i ciężkie. Wszystko to dawało wrażenie silnej wrogości. Jakby te ogromne chmury wypełnione deszczem niosły ze sobą brutalną tajemnicę.
Od zawsze lubiłam deszcz, a najbardziej ten wiosenny pachnący źdźbłem trawy i rozkwitającymi roślinami. Po nim zawsze wychodziło słońce i na niebie pojawiała się kolorowa tęcza niosąca ze sobą  lekki posmak magii. Jakby gdzieś na jej końcach małe krasnoludki czarowały świat proszkiem nadziei i radości.
Teraz niestety zapowiadało się na burzę. Wiatr coraz bardziej dawał znać o swojej obecności poruszając drzewami w prawo i lewo.
Biedny David...Tak męczył się z rozpaleniem ogniska. - pomyślałam.

- No bez jaj... - powiedział zażenowany Zayn, który właśnie męczył się z podłączeniem zasilacza i magnetofonu. - Dopiero co skończyłem włączać to gówno.
- No nic...Wracamy do środka. - stwierdził jak zwykle opanowany Liam. - Zbierajcie rzeczy.

I tak jak Daddy nakazał, tak też zrobiliśmy. Zebraliśmy wszystko i wpakowaliśmy część do wozów, a część do magazynu. Było nas aż jedenaścioro, więc uwinęliśmy się na prawdę bardzo szybko. Gdy wszyscy byliśmy już w drodze do hotelu, zaczęło padać.
Ogromne i uporczywe krople z całą siłą waliły o dach i szyby samochodów, przez co droga wydłużyła nam się o połowę. Przez cały ten czas wkurzeni Zayn i Div przeklinali i wyzywali pogodę za to że zniszczyła i zdewastowała ich ciężką pracę. W ogóle nie mogli się opanować, a reszta z członków załogi zamiast uspokajać naszych zdenerwowanych kolegów, nakręcała ich jeszcze bardziej ciągłymi wybuchami śmiechu. Jednak udało nam się dotrzeć na miejsce.
Pierwsze co zrobiliśmy, zaraz po przybyciu, to udanie się do pokoju chłopaków (Lou i Harrego). Rozstawiliśmy meble, Liam, Niall i Zayn przynieśli kanapę i fotele, a ja i Ola odpaliłyśmy projektor. Reszta przygotowywała jedzenie i znosiła potrzebne rzeczy.
Wybraliśmy film "Never back down" opowiadający o losach młodego chłopaka. Losy te oczywiście nikogo nie obchodziły, ogólnie mało kto kojarzył o co tak na prawdę w tym filmie chodzi. Harry próbował coś zrozumieć i nawet troszkę zaangażował się w oglądanie, ale siedzący obok niego Niall i Zayn nie pozwalali mu na to. Gadali coś o leśnych zwierzętach i atakujących wiewiórkach, rzucających orzechy w domy slamsów. Nie pytajcie nawet, bo sama nie zrozumiałam o co im chodziło. W kółko wybuchali śmiechem, co doprowadzało resztę do tego samego stanu. Do tego trzeba doliczyć jeszcze śpiącego ze zmęczenia Div'a i gadającego do siebie Harrego i ciągle przebierającego się w różne stroje Louisa ( od pidżamy do garnituru). Nadawaliśmy się do zoo.

-Wiewiórka...hahahaha...hahahaha...twarz... - próbował wykrztusić Niall
- Ale to on musiał walczyć? A co z prawem...? - przerywał mu Harry.
<chrapanieDavida>
hahahahahha...zazwyczaj....hahahhahahaha....wiewiórka...
- Nie rozumiem tego filmu...
- Nie dotykaj tego!! - mamrotał przez sen Div. - Przecież mówiłem, że zaraz wydrukuje te rusztowania.
<parada pół nagiego Lou + przechadzka wzdłuż pokoju w stylu modelek>
- hahahahahhahaah...
- A może on po prostu... - kontynuował Harry. - Nie, jednak nie rozumiem...

Tak to właśnie mniej więcej wyglądało...Od czasu do czasu uspokajali się troszkę, ale tylko po to by wymyślić następną głupotę m.in. rzucanie się orzeszkami lub papierem toaletowym. Czasem też udało im się powiedzieć coś w stylu "Czas się ogarnąć", ale żaden z nich nie wziął sobie tego na poważnie.

- O Matko...masakra. - rzucił Liam. - zastanawiam się jak wyglądało moje życie zanim ich poznałem i nie mogę sobie przypomnieć.
Zaśmiałam się.
-Na pierwszy rzut oka wydaje Ci się, że Twoje życie jest fantastyczne, a tu poznajesz kilku pozytywnych debili, którzy zmieniają Twoje życie o sto osiemdziesiąt stopni i wprawiają w osłupienie. To jest cudowne. - kontynuował.
- Właśnie teraz tak sobie siedzę, patrzę na nich i zastanawiam się do czego oni jeszcze są zdolni. Lou to chyba niedługo przyjdzie tutaj ze szczotką od sedesu w dłoni i z klapą na głowie. - powiedziałam, a Liam parsknął śmiechem.
- Wiesz, w sumie niewykluczone.
- Kogo już tam obgadujecie? - usłyszeliśmy głoś Louisa.
Hm...O dziwo przyszedł ubrany w miarę normalnie. Miał na sobie swoją ulubioną koszulkę w paski i do tego pidżamowe spodnie w kratkę oraz kapcie w kształcie reniferów.
- A Ty co? Czyżby nasz model się zmęczył? - spytał Li
- O tak. Mam dość na dzisiaj. - powiedział kładąc się na sofie. - Pozwólcie, że się położę. - dodał po czym odchrząknął.
Zerknęłam na niego. On zrobił to samo, po czym setny już dzisiaj raz uśmiechnął się. Przyjemne dreszcze znów ogarnęły całe moje ciało, więc żeby nie stracić nad sobą kontroli, odwróciłam wzrok.
Za oknem było już zupełnie ciemno. Gwiazdy rozsypały się po całym niebie nie zostawiając żadnego śladu po dzisiejszym dniu. Mrok ogarnął cały Londyn, nie pomijając nawet najmniejszych zakamarków. Liam chyba też to zauważył.

- Ja to się już zbieram. Zadzwonię jeszcze do Dan i zapytam się jak tam  z jutrzejszym przyjazdem i pójdę spać. - powiedział. - Życzę Wam miłej nocy.
- Pa, Li. - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Poczekaj, zabierzemy się s Tobą. - krzyknęła chórem reszta.
- Ok. A Ty Harry?
- Pójdę poszukać swojego telefonu...Wydaje mi się, że zostawiłem w garderobie... - odpowiedział.
- No tak...Dziewczyna się będzie niecierpliwić... - zagadnął Lou, a wszyscy spojrzeli zdezorientowani.
- To Wy jeszcze nie wiecie? Hazzunia Wam się nie pochwalił? - pokiwaliśmy przecząco głową. - Nasz kochany przyjaciel świruje z jakąś dziewczyną - oznajmił
- Z jaką dziewczyną? - dopytywał się Niall.
- Z dziewczyną z Polski. Ale na razie nic wam nie będę mówił, bo to jeszcze nic nie jest pewne.  - odpowiedział rumieniąc się. Widać było, że czuje się zakłopotany, ale żeby to ukryć uśmiechnął się dumnie.
- Proszę bardzo. Chwila nie uwagi, a tu Twój kumpel już zawraca w głowie dziewczynie. Ja nie wiem... - powiedział Zayn
- Dobra, koniec tego gadania. Zmywamy się.
- Dobranoc!! - krzyknęła Ola, reszta przyłączyła się do niej.
<KLIK>
Gdy tylko usłyszałam odgłos zamykanych drzwi, pozwoliłam sobie spojrzeć na Louisa. On już od jakiegoś czasu mi się przyglądał. Oczywiście uśmiechał się szeroko, ale było w tym uśmiechu coś tajemniczego. Knuł coś, czułam to. Chodził po mnie wzrokiem od samego czubka głowy po same stopy. Tak kilka razy. Po pewnym czasie zatrzymał się na oczach. Spojrzał w nie głęboko, uśmiechnął się jeszcze szerzej i zaczął nucić jakąś piosenkę.


"I'm falling in, I'm falling down/Spadam, Spadam w dół
I wanna begin, but I don't know how/Chcę zacząć, ale nie wiem jak
To let You know how I'm feeling/Aby dać Ci znać o tym co czuję
I'm high on hope, I'm reeling./Mam ogromną nadzieję, że wygram."



Po jakimś czasie podniósł rękę do góry i wskazał na mnie palcem. Jego oczy przez cały czas prześwietlały całe moje ciało, wprawiając je w przyjemne łaskotanie. Myślałam, że zaraz po prostu eksploduję. To fantastyczne, wspaniałe uczucie przejęło nade mną kontrolę. Moje myśli uciekły gdzieś w nicość pozostawiając tylko jedno słowo - Lou. Słowo to było jak żarząca się iskra, ocierająca się o każdą komórkę w moim organiźmie. Rozpalająca je do czerwoności. Moje serce płonęło, otoczone przez tysiące gorących języków ognia.  Wstał, podszedł do mnie, złapał za rękę zmuszając mnie do zrobienia tego samego. 
Zaczęliśmy tańczyć. Nie grała żadna muzyka, ale my bardzo dobrze ją słyszeliśmy. Tańczyliśmy do rytmu bicia naszych serc. Tak po prostu.



---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej, wszystkim! Przepraszam, że tak długo zeszło mi pisanie tego rozdziału, ale mam nadzieję, że spodoba się Wam i wybaczycie mi to opóźnienie. <3 KOMENTUJCIE.






poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 8 "Just believe in love".


Czy ktoś z Was potrafi sobie wyobrazić  jakie to okropne? Jakie to okropne, gdy nasze dotychczasowe myśli, przypuszczenia i ustalenia zmieniają się diametralnie i pękają jak bańka mydlana? Czy potraficie sobie wyobrazić życie w wiecznym strachu przed bólem, przed krzywdą  zadawaną nam przez innych? Wyobrażacie sobie strach przed zaufaniem, przed uśmiechem i strach przed nadejściem nowego dnia?Ja tak.
 To ja Ania. WYSTRASZONA życia i bojąca się ludzi Ania. Witam.

Jak? Pytam się jak to jest możliwe żeby jeden człowiek miał wpisane w życie tyle cierpieć? Czy można przyjąć to jako pokuta za innych? Czy może to wszystko za moje błędy? Jeśli tak, to za jakie? Albo dlaczego? Zadaje sobie te pytania już od kilku lat. W kółko te same przerażające pytania. Teraz zaczęły się już robić nudne, ale zawsze bolą i ranią tak samo. Siłą zdzierają ze mnie jakby niewidzialny płaszcz szczęścia. Co uda mi się go odnaleźć i go na siebie zarzucić ktoś lub coś mi go odbiera. Boli, strasznie boli. Jakby obdzierano mnie z ostatniej warstwy skóry i wyrzucano ją do kosza. 
Czuję się odrzucona. Jak ktoś kogo nie chce życie, ktoś kogo nie da się zaakceptować i ktoś kogo chce się zniszczyć. Przez te kilka dni wydawało mi się, że mój mały osobisty świat znów nabiera barw i że ktoś swoją zaczarowaną kredką poprawił w nim wszystkie starte kontury. Ale tylko tak mi się wydawało. Tylko wydawało...

_________________________________________________
_________________________________________________

- Ania! Ania! Chodź tu i mi pomóż, bo ten namiot zaraz na mnie runie! - krzyczał John.
Nie, nie, nie... To nie może być prawda, proszę...To wszystko nie mogło się tylko wydawać iluzją, nie w takim momencie, nie teraz..."Boże...Za co Ty mnie tak każesz? Za co? " Przecież było już tak wspaniale, już tak dobrze...
- Ania!! Jesteś tutaj?! Ania!!!

Proszę! Harry mówił mi, że...Powiedział mi przecież...Mylił się? Czy to możliwe, aby się mylił? Ale niby czemu? Nie mógł już sobie zaoszczędzić? Po co tyle niepotrzebnych słów? To ma być jakaś pochrzaniona litość? Nie, dziękuję. Nie potrzebuję. Może moje życie nie jest cudowne, ale nie chce takiego traktowania. Chce po prostu zacząć funkcjonować normalnie. Chce zacząć normalnie żyć. Witając każdy dzień uśmiechem i cieszyć się każdą jego sekundą aż do starości. 

- W mordę! Anka! Czy Ty mnie dziecko słyszysz? - wrzeszczał nadal John. 
- Och, zamkniesz się wreszcie?! - Nie wytrzymałam, po prostu nie wytrzymałam. - Musisz tak krzyczeć?! Czy Ty nie możesz w końcu dać mi świętego spokoju?!
Spojrzałam na niego. Jego oczy momentalnie zmieniły barwę na ciemniejszą, a źrenice skurczyły do minimalnych rozmiarów. Był wściekły, nawet bardzo. Obawiam się, że to słowo jednak i tak nie opisuje jego stanu zdenerwowania. 
- Gówniarzu! Jak Ty się w ogóle śmiesz tak do mnie odzywać?! I Niech mi ktoś pomoże bo zaraz mnie nerwica trzaśnie!! 
- Co się stało? - spytał Harry. - Co się dzieję? Matko, John jak ten namiot znalazł się...
- Błagam Cię chłopcze nie gadaj tyle, tylko mi pomóż! 
- Tak już, już...- powiedział zdenerwowany patrząc to na mnie, to na Johna. Po czym szybo wyskoczył z namiotu i ruszył mu na ratunek. Zaraz za nim wyszedł Lou. Zatrzymał się i spojrzał na mnie.



Czas nagle jakby stanął w miejscu.




Kompletna cisza. Głucha, pusta i daleka. Niby bezgłośna, a dająca o sobie znać doprowadzając do bólu. Okropnego bólu raniącego moje uszy i nozdrza docierając do głowy i oczu. Szczypało i piekło. Piekło nienawiścią ociekającą złością i strachem. Czy moim własnym strachem? Niewykluczone. W głowie dudniło mi od nadmiaru myśli, w sercu kołatało od nadmiaru uczuć. Wszystkiego o połowę za dużo. Chciałam to zakończyć, krzyknąć, zawyć z bólu, ale nic z tego. Cisza była zbyt głośna. Dusiła mnie. Oplotła moje ciało jakby niewidzialnym sznurem i zacisnęła z całej siły. Nie pozwalała się ruszyć. Ciężko mi było oddychać, przez co moje serce wpadało w jeszcze gorszą apopleksje, a czaszka pękała od obijających się od siebie myśli. Cisza ta była jeszcze na tyle złośliwa, iż nie pozwalała mi odwrócić wzroku od tych niebieskich oczu. Kazała mi w nie patrzeć. Nie mogłam się na niczym skupić, więc sama nie wiem co w nich dokładnie widziałam...Może przerażenie, może strach? Na pewno dostrzegłam żal i poczucie winy. Zniknęły te charakterystyczne iskry, pozostawiając po sobie tylko matową łunę. Patrzyły na mnie i szukały zrozumienia. Czy znalazły? Nie mam pojęcia. W tamtej chwili słyszałam i czułam tylko ciszę. Nic więcej. Tylko przerażającą, okrutną, bezlitosną ciszę. 

- Dostanie Ci się moja droga panno! Zobaczysz dostanie Ci się! - wrzeszczał John. 
- Aniu, co się stało? - spytał zakłopotany Harry wyciągając i stawiając na nogi mojego ojczyma.
Wdech, wydech. Mogę oddychać.
- Aniu... - zaczął nieśmiało Lou. - Czy Ty...
- Nie teraz, najpierw ja z nią sobie porozmawiam! - przerwał mu bezczelnie John.
Nareszcie. Nareszcie oddycham. Koniec udręki. Jeszcze raz głęboki wdech...Matko, jak cudownie!
- Spójrz na mnie jak do Ciebie mówię!
Usiadłam. Podłoże było suche, ale zimne. Trawa świeża, gładka i długa, lekko łaskocząca moją skórę.
Nagle poczułam jak ktoś ciągnie mnie z tyłu za koszulkę. Odwróciłam głowę. To był John. 
- Mówię coś do Ciebie! Wstań i spójrz na mnie!! - wrzeszczał wściekły. Zrobiło mi się go strasznie żal, dlatego uśmiechnęłam się do niego. - Co Ty wyprawiasz?! Nie rób ze mnie idioty!!!
Wstałam i spojrzałam mu prosto w oczy, wściekłe przerażające i zimne oczy. Czekałam na jego reakcję.
- Co Ty sobie wyobrażasz, co?! Gówniaro! Nic, zero szacunku!! Jesteś beznadziejna!! Mogłabyś okazać chociaż trochę wdzięczności!! Tylko ze mnie szydzisz!! Ja już sobie porozmawiam z Twoją matka! Poczekaj!! To wszystko nie ujdzie Ci tak gładko!!
Uniosłam do góry pytająco brwi. Czułam, że właśnie przekroczyłam granicę. Jego twarz z czerwonej zmieniła kolor na bordowy. Już otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale ja uprzedziłam go jednym gestem. Uniosłam prawą rękę na wysokość jego oczu i płynnym ruchem pozdrowiłam środkowym palcem. Odwróciłam się i odeszłam. 


- Aniu? Co tak tutaj stoisz? - spytał John kładąc rękę na moim ramieniu. 

Czyli to jednak prawda...Stało się tak jak się obawiałam. Z pięknej pełnej wrażeń i dość krótkiej historii o wspaniałym, kochającym przyjacielu znów stała się nudna, złośliwa i monotonna powieść o dziewczynie przegrywającej z życiem. Powinnam się już do tego przyzwyczaić...

-Aniu? O, przyniosłaś resztę rzeczy! Daj, zaniosę do namiotu. - powiedział zabierając ode mnie połowę rzeczy. - Może resztę podrzuć chłopakom. 

Pokiwałam twierdząco głową i  jakby na polecenie słów Johna z drugiego namiotu wyszli Harry i Lou. Mieli lekko zdziwione oraz zakłopotane miny.
 Czułam na sobie spojrzenie Lou, ale nie chciałam na niego patrzeć. Nie dlatego, że go znienawidziłam czy obwiniłam za to wszystko. Nie...Ja po prostu się bałam. Bałam się tego, że nie uda mi się powstrzymać i nadzwyczajnie w świecie się rozpłaczę. Nie ze złości, smutku czy żalu, tylko z przykrości. Z przykrości do świata i do mojego własnego losu. Z tego powodu, że z każdym dniem życie niszczy mnie coraz bardziej.

- O! Ania. Już wróciłaś. - zaczął Harry. - Zostało w magazynie coś jeszcze? Może pomogę Ci przynieść...
- Nie, już nic nie zostało. - odpowiedziałam. Nie zabrałam głosu od tak dawna, że sama na jego dźwięk lekko zadrżałam. Był bardzo zachrypnięty, prawie niesłyszalny. 
Nikt nic już nie dopowiedział. Wszyscy byli zbyt zdezorientowani, aby cokolwiek powiedzieć. Odwróciłam się na pięcie i odeszłam.
- Zaczekaj! Dokąd idziesz? - usłyszałam głos Lou.
- Idę...do łazienki. - powiedziałam, nawet się nie odwracając.
Lekki powiew wiatru załaskotał moje policzki. Zaraz, zaraz to nie wiatr...To łza...Nie proszę, nie teraz. Anka! Ogarnij się! Nie możesz się teraz rozpłakać, poczekaj chwilę!
- Ale wrócisz zaraz? - ciągnął dalej lekko drżącym głosem.
- Tak, wrócę. - odpowiedziałam i zaraz ugryzłam się w język, gdyż na końcu ostatniej sylaby zatrząsł mi się głoś i podwyższył o pół tonu. Przecież nie mogli dowiedzieć się, że płaczę.

Co do tej łazienki - kłamałam. Zdecydowanie kłamałam. Chciałam odetchnąć i rozpłakać się w samotności. Gdy tylko zniknęłam im z punktu widzenia, zmieniłam kierunek i ruszyłam przed siebie. Nie wiem jak długo szłam, bo nie liczyłam sekund. Liczyłam tylko ilość spływających łez. 35...Dotarłam do jakiegoś miejsca z drzewem o bardzo grubym pniu stojącym w centralnym miejscu. U podnóża okryty był miękką ściółką. Usiadłam na niej i oparłam głowę o pień. 47...Był bardzo twardy i drapiący. Moje włosy nieustannie zaczepiały się o jego mocno wyżłobioną korę i raniły moją głowę, pozostawiając na niej czerwone rysy. 55...Wiatr był tutaj o wiele chłodniejszy. Zrobiło mi się strasznie zimno, dostałam gęsiej skórki, a usta z koralowych zmieniły barwę na lekko różowe. Łzy zaczęły powoli marznąć na moich policzkach. Przybywało ich coraz więcej i więcej, nie miały jeszcze dość. Nie chciały dać mi spokoju, nadzwyczajnie odmawiały. 71...Nagle ogromna fala ciepła. Słońce, wyszło słońce. Rozerwało ogromną kartkę chmur i zaświeciło ciepłymi promieniami. Nie wiem dlaczego, ale miałam wrażenie, że wszystkie skierowało prosto w moją stronę. To bardzo miłe z jego strony. 83...Trzast - odgłos łamiącej się gałęzi. 85...
Chrust - głos chrupiących liści. Czy to jakiś ptak gospodaruje sobie drzewo? Czy może żuk szukający schronienia? Nie...to były czyjeś kroki. 87...Trzyt - dźwięk ślizgającej się podeszwy. Zadrżałam, gdy poczułam ciepło czyjejś dłoni na swoim ramieniu. Znam już to ciepło, znam już te dłonie.

- Jeju, jak przemarzłaś. - powiedział znajomy głos, po czym szybko usiadł i  znalazł się obok. Objął mnie jednym ramieniem i ogrzewał co chwila pocierając dłoń o moje ramię. - Czemu nie wróciłaś? - kontynuował. - Czekałem na Ciebie, chciałem o czymś porozmawiać. 
- Porozmawiać o Eleanor? - spytałam. 
Przez dłuższy czas nie odpowiadał.
- Słyszałaś moją rozmowę z Harrym...Przepraszam, nie chciałem, abyś usłyszała to w taki sposób...Na prawdę miałem zamiar z Tobą o tym pogadać i zapytać...
- Nie, Lou... - przerwałam mu. Znów nie chciałam, żeby kończył. 88...
Spojrzał na mnie, a ja wiedziałam, że już nic nie mogę zrobić.
- Aniu...Proszę Cię nie płacz... - powiedział po czym pośpiesznie zaczął ścierać 88 łzę z mojego policzka. To samo zrobił z 89, 90, 91, 92 i 93. - Aniu...Pewnie myślisz, że ja... - przerwał, ponieważ przeszkodziła mu 94 i 95 łza. - Ale to przecież nie tak...Ja właśnie chciałem o tym porozmawiać...Bo przecież ja...
- Lou, proszę nic nie mów. Nie chce słuchać...Nie teraz...

Nic  więcej już nie powiedział. Skoncentrował się tylko na mojej twarzy. Nie pozwalał żadnej z łez spokojnie spłynąć, nieustannie wycierał je wierzchem dłoni uśmiechając się przy tym ciepło. Od czasu do czasu lekko i prawie nieodczuwalnie odczepiał kosmyki moich włosów od twardego pnia i umieszczał je z powrotem na swoje miejsce. 
Poczułam jak te przyjemne dreszcze znowu opanowały moje ciało. Nie wytrzymałam, już nie mogłam się powstrzymać. Odchyliłam głowę lekko w prawo i oparłam ją o ramię Lou. On zrobił to samo. Wytarł jeszcze ostatnią już łzę, po czym oplótł moje ręce swoimi własnymi. 
Odetchnęłam głęboko. Wiedziałam, że do przyjazdu Eleanor zostało mi kilkanaście godzin, dlatego postanowiłam nacieszyć się nim jak tylko mogę. Korzystałam z każdej danej mi sekundy, wdychałam jego zapach, dotykałam dłonie i zatrzymywałam to cudowne ciepło. Czułam się wspaniale, tak jak w swoim własnym, małym, kolorowym kąciku. Nie wyobrażam sobie jutrzejszego poranka, kiedy będę musiała w podniesioną głową udawać, że wszystko jest w porządku. Kiedy Lou będzie ze swoją dziewczyną, a ja znów zostanę sama z ogromnym krzyżem na plechach. Kiedy on już nie będzie w stanie mi pomóc, zabrać mnie w jakieś tajemnicze miejsce, przytulić. Nie będę mogła poczuć już ciepła jego skóry i fala szczęścia odpłynie tak szybko jak przypłynęła. Zapomnienie jej znów będzie kosztowało mnie dużo wysiłku i kolejnego cierpienia...

- Zapomniałem o czymś. - powiedział Lou. 
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego pytająco. 
- Znalazłem to w namiocie. Chciałem się zwrócić z tym bezpośrednio do Ciebie, bo wydaję mi się, że wiesz do kogo to należy.
- A co to takiego? - spytałam.
- To jest chyba jakiś list. - odpowiedział wręczając mi na połowę złożoną kartkę papieru.
Rzeczywiście był to list. A czyj? Odpowiedź jest prosta - mój. Napisałam go parę lat temu, w pierwszą rocznicę śmierci taty. Pomimo ogromnej dojrzałości psychicznej w mojej głowie zostawał jakiś zarys dzieciństwa, ponieważ wierzyłam wtedy, iż list zaadresowany do mojego ojca dostarczą mu nocne anioły. Każdego dnia wystawiałam list za okno kładąc na parapecie, ale na próżno.
- Czytałeś go? 
- Nie, nie mógłbym. 
- To skąd wiedziałeś, ze list należy właśnie do mnie? - spytałam zdezorientowana. 
- Na odwrocie kartki napisałaś swoje inicjały. A namioty są przecież waszą własnością, więc nikt inny nie mógł tam tego zostawić. 
- No tak, rzeczywiście. Przepraszam. 
- Aniu, nie przepraszaj. - odpowiedział uśmiechając się.  - Pewnie chcesz teraz zostać sama...To nie będę Ci przeszkadzał...
- Nie...Zostań. - pokiwałam przecząco głową. - Nie, chcę żebyś odchodził.
 Nie mogłam pozwolić mu przecież odejść. Czas stał się teraz o wiele cenniejszy, niż zwykle. Lou wysłuchał mojej prośby. Przykucnął, przesunął mnie delikatnie, następnie sam oparł się o pień raniącego drzewa i ułożył mnie w taki sposób, iż moje plecy mogły swobodnie upaść na jego tors, a głowa ułożyć w zagłębieniu między obojczykiem.
- Teraz jest idealnie. - powiedział. 
Długo siedzieliśmy tak nic nie mówiąc. Słońce co chwila oświetlało nasze twarze,  szum liści rozpieszczał uszy, a bryza świeżego powietrza gładziła nasze nozdrza.
- Ten list napisałam do swojego taty równy rok po jego śmierci. - powiedziałam przerywając ciszę. 
- Strasznie mi przykro. - odpowiedział zaciskając moją dłoń. - Co się takiego stało?
- Wypadek samochodowy. Mój tata zawsze uwielbiał szybko jeździć i dobrze czuł się za kierownicą, ale w ostatniej chwili ktoś wyjechał mu naprzeciw. Zderzyli się, facet wylądował w rowie, a tatę owinęło wokół drzewa. 
Jeszcze mocniejszy uścisk dłoni. Usłyszałam jak otwiera usta, by coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam mu. Odwróciłam się w jego stronę, lekko wyrwałam dłoń z jego uścisku, aby złapać go za nadgarstek. 
- Weź to. - powiedziałam wkładając list w jego otwartą rękę.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie mogę, Aniu. To Twoja własność bardzo dla Ciebie ważna, nie mogę tego zabrać.
- Ale ja Cię proszę. - uśmiechnęłam się do niego zachęcająco. - Proszę, weź. 
- Nie, ja na prawdę nie mogę.
- Louis! Błagam Cię, weź to. 
Niezdecydowanym gestem wyciągnął rękę i sięgnął po zwinięty skrawek papieru.
- Ale dlaczego? - spytał.
- Może kiedyś Ci się przyda... Jeśli kiedykolwiek zwątpisz w miłość przeczytaj to. Uwierz mi, że na pewno poczujesz się lepiej.
- Dziękuję, na prawdę dziękuję. Ale jeśli Tobie kiedykolwiek będzie potrzebny?
- Nie, nie będzie. - odpowiedziałam spuszczając wzrok. - Ja już nie wierzę w miłość, Lou.

Stało się to, czego najbardziej się obawiałam...Milczenie. Dlaczego nic nie mówił? Co miała oznaczać ta cisza z jego strony? Spojrzałam na niego. Jego niebieskie oczy zrobiły się całe mokre, a policzku purpurowe. Zraniłam go. Nie znałam powodu, ale wiedziałam że to zrobiłam. Chciałam coś powiedzieć, chciałam usprawiedliwić swoje słowa, ale nie pozwolił mi na to. 

- Aniu...Ja wiem, że chodzi o moją rozmowę z Harrym. Strasznie Cię za nią przepraszam, ale to wszystko nie jest tak jak Ci się wydaje...
- Nie, to ja Cię przepraszam za ten list. Weź go, zatrzymaj, wyrzuć. Zrób z nim co tylko zechcesz i zapomnij o tym co powiedziałam. Przepraszam. Ale proszę nie każ mi tego słuchać...To wszystko i tak wystarczająco boli.
Podszedł do mnie, złapał moje dłonie za nadgarstki i mocno ścisnął.
- Nie, teraz Ty posłuchaj. Nie mogę patrzeć jak się cały czas dołujesz, bo uwierz mi to wszystko jest niepotrzebne. Chciałem porozmawiać z Tobą o Eleanor, bo chciałem zapytać czy pomimo tego, że przyjeżdża El i dla filmu oraz dziennikarzy będę musiał udawać, że jesteśmy razem, będziesz chciała nadal spędzać ze mną czas i spotykać w wolnym czasie?Nie chcę tego wszystkiego stracić, nie chcę stracić Ciebie. 
Zatkało mnie. Głos ugrzązł mi w gardle, a dłonie  zaczęły lekko drżeć. 
-Ale...Jak to? - wydusiłam w końcu.
- Eleanor to moja najlepsza przyjaciółka i kocham ją jak siostrę oraz wiem, że zawsze mogę na nią liczyć. Owszem, była kiedyś moją dziewczyną, ale już od dawna tak nie jest. Wspólnie stwierdziliśmy, że lepiej sprawdzamy się w roli najlepszych przyjaciół. 

Zupełnie nie wiedziałam co powiedzieć. To co przed chwilą usłyszałam kompletnie nie chciało do mnie dotrzeć. Pogubiłam się już tak mocno, że każde uderzenie mojego serca wydawało mi się nierealne. Czy tylko mi się wydaję, czy ja się właśnie rozpłakałam?

- Aniu, skarbie...Czy Ty kiedykolwiek przestaniesz płakać?  





-------------------------------------------------------------

Hej, hej kochani! Przeczytaliście właśnie rozdział 8. c; Przepraszam, może nie jest zbyt długi, ale bardzo proszę komentujcie ile się da i ile tylko możecie. Czekam na wasze opinie <3 
W prawym górnym rogu strony, zaraz przy tytule rozdziału znajdziecie załącznik "Dołącz do witryny" Zapisujcie się, jeśli tylko macie ochotę, a będziecie mieli możliwość obserwowania mojego bloga ;**** A! No i piszcie co sądzicie o wyglądzie głównej bohaterki! <3














poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział VII "Oh my Dear" (Z dedykacją dla Sierściucha ♥)

-AAAAAA! No nie wierzę! Byłaś z Lou na Tower Bridge?! - krzyknęła z podekscytowaniem Ola.
Pokiwałam twierdzącą głową i uśmiechnęłam się.
- O Matko, Matko, Matko...Ty na serio z nim byłaś, wczoraj, i on do ciebie przyszedł i ty z nim... 
- Ola, skarbie - przerwałam jej - uspokój się troszkę. 
- No ale ja właśnie nie mogę! Bo byłaś z Lou!! - Boże, ona to bardziej przeżywa ode mnie. - Uuu jeeee!!! 
- Wiesz, co? Jesteś trzaśnięta. 
- Może i jestem, a ty jesteś jakaś dzika, bo ja to na twoim miejscu już dawno srałabym  w majtki.
Wybuchnęłam śmiechem. Oj, no ale bez przesady. To tylko wieczór z Tomlinsonem, kilka miłych słów, trzymanie się za rękę itp. Ola stanowczo przesadza...BOŻE jaka ja jestem głupia!!!
-AAAA!!! Byłam z Lou na Tower Bridge!!! - dołączyłam do niej, a po chwili tańczyłyśmy jak dwie idiotki co chwila przewracając się na łóżko. 

Pewnie zastanawiacie się jak skończył się wczorajszy wieczór, a raczej noc. Tak, dobrze zobaczyliście. Siedzieliśmy z Lou na słynnym moście praktycznie przez całą noc. Rozmawialiśmy o głupotach (w szczególności tylko on mówił, a ja słuchałam i było mi z tym bardzo dobrze), o dzieciństwie i o przygodach i pomysłach. Napisaliśmy nawet razem piosenkę i była na prawdę świetna pomijając fakt, iż była ona o uszach. Nie pytajcie jak to się stało, sama nie mam pojęcia. Zaczęło się od tego, że Lou opowiadając swoją przygodę z lekarzem zrymował parę słów typu DEAR i EAR i powstała piosenka. Brzmiała ona jak wyliczanka dla przedszkolaków. 

Oh my Dear, I need you here.
one - two - three - four
I love my Dear
When You wash my ear.

Proszę, nie miejcie skojarzeń, bo serio nie pisaliśmy tego z jakimś ukrytym podtekstem. Była to zwykła głupota ludzka polegająca na ciągłym wybuchaniu śmiechem i duszeniem się od niego. Wiem, że może wydawać się to dziwne, bo jak można przekroczyć, aż takie granice głupoty, ale przecież nie robiliśmy nic złego. Po prostu dobrze się bawiliśmy, tylko że na swój własny sposób. Nie wiem jak Lou to robił, ale doskonale wiedział jakiego typu rozrywki potrzebowałam.
Nagle usłyszałam głos przychodzącego sms dobiegającego z mojej komórki. Uśmiech od razu pojawił mi się na twarzy, gdy zobaczyłam od kogo dostałam wiadomość - Lou./Oh my Dear, I need you here! Where r u? It's 12.00 !! /
- O Matko! Ola! Zapomniałyśmy o spotkaniu!!! - krzyknęłam z przerażeniem. 
- O w dupę! Szybko, zbieramy się! - powiedziała rzucając swoją bieliznę pod drzwi łazienki. - Ja pierwsza!
Zaśmiałam się.
- Zdecydowanie, jesteś trzaśnięta.

Kilka minut później. 

- Dziewczyny!! Jesteście wreszcie! - oznajmił poddenerwowany John. Jeju...Dlaczego on w kółko chodzi taki napięty? - Czy wy zawsze musicie się tak spóźniać? Doskonale wiecie, że zawarłem z wami umowę i obowiązują mnie zasady, których staram się przestrzegać, ale niektóre kwestie zobowiązują także i was, moje drogie. Powiedźcie wy mi, czy ja was...
- Nie, jest wspaniale. Dostałyśmy garderobę i własny pokój w hotelu i możemy także jeździć na harleyach i tak wiemy też że powinnyśmy być bardziej wdzięczne bo takie traktowanie bo nadmiar wszystkich wyobrażeń. I jakbyś pytał to hotelowe łóżka są bardzo wygodne i nie mamy problemów z wysypianiem się, także się nie martw. - gadałam jak najęta nie mogąc przestać. Po prostu denerwowało (denerwowało to mało powiedziane) mnie takie zachowanie Johna i te jego teksty typu: JestemNajważniejszyIMaszSięMnieSłuchaćBoTwojaMatkaTakWybrałaIJestemTerazTwoimPrawnymOpiekunem. - Słyszałam tę gadkę milion razy. Przepraszamy za spóźnienie, a teraz możemy już zaczynać? 

Czułam na sobie spojrzenie wszystkich zebranych. Dokładnie jak kilka dni temu. Odruchowo zerknęłam w stronę Lou. Uśmiechnął się do mnie ciepło i tak jakby nie wiadomo skąd moje ciało ogarnęły dreszcze. Nie były one złe czy denerwujące albo zimne, były przyjemne, nawet bardzo. Czułam się strasznie dziwnie, jakoś inaczej niż zwykle. Normalnie takie "pogawędki" z Johnem doprowadzały mnie do krytycznego stanu zdenerwowania, a teraz miałam na to totalną olewkę i czułam się dobrze i pewna siebie.

- Tak, możee usiądźcie. - odpowiedział zdezorientowany John. Trochę głupio wyszło, ponieważ wszystkie miejsca były zajęte. - Tak to właśnie jest jak się człowiek spóźnia...No...To może...
- Proszę dziewczyny! - przerwał mu krzyk chłopaków. - Siadajcie! 
- Dzięki! Ale może zajmiemy się razem z Olą przygotowaniem planu, tak aby każdy wiedział co i jak na każdy dzień? - zapytałam Johna patrząc mu głęboko w oczy. Widziałam, że jest zaskoczony moim zachowaniem przez co nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Czułam ogromną przewagę, dlatego kontynuowałam -  Zrobienie tego planu było wpisanie w nasze obowiązki, a przecież na spotkaniu świetnie poradzisz sobie bez nas. Zresztą wątpię, abyśmy dzisiaj były ci w czymś potrzebne.  - zakończyłam uśmiechając się przy tym szeroko, cały czas nie spuszczając z niego wzroku. 
Zupełnie nie wiedział co powiedzieć. Czułam ogromne poczucie triumfu i posmak zwycięstwa. Czas odmienić rolę mój drogi. - pomyślałam. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z jego strony wraz z Olą usiadłyśmy w kąciku przy ścianie i włączyłyśmy komputer. Przez pewien czas w pomieszczeniu panowała kompletna cisza. Po chwili jednak usłyszałam jak John swoim nerwowym głosem próbuje ułożyć jakieś sensowne zdanie. Matko, jaki on jest nieszczęśliwy...

- Co Ty wyprawiasz? - usłyszałam szept Oli. 
- No co? Po prostu jestem miła.
- To przecież widzę... - odpowiedziała z zażenowaniem. - A tego przyczyną jest...?
- Wiesz...stwierdziłam, że może on wcale nie jest taki zły i że mogłabym się z nim jakoś dogadać...
- Jaja sobie robisz? - spytała wykrzywiając brwi w tak niemożliwy sposób, iż nie było w stanie powstrzymać się od wybuchu śmiechu. - Jezuu, kobieto już się przestraszyłam, że ty tak serio.
- No coś Ty! Nienawidzę gada jak nikt inny! Dzisiaj udało mi się go całkowicie zgasić i zrzucić na boczną drogę, ale to nie potrwa długo. Jak tylko go widzę temperatura mojego ciała rozgrzewa się jak topiony metal i wzrasta w tak szybkim tempie, że we wszystkich żyłach skacze  mi potężna gula krwi. Najchętniej to wsadziłabym mu nóż w plecy. 

Mówiłam śmiertelnie poważnie. Jeśli chodziło o Johna, to żadne słowo wypowiedziane z moich ust nie łączyło się z sarkazmem. A powody mojej nienawiści do niego już znakomicie znacie, więc nie będę zanudzać Was kolejną opowieścią z przeszłości.
 Gdy  tylko komputer się włączył, zalogowałam się w swoim systemie i  zabrałyśmy się z Olą za wykonanie swojego zadania. Po nie całych trzydziestu minutach miałyśmy pięknie zrobione i wydrukowane 50 egzemplarzy rozkładu dnia. Muszę przyznać, że wyszły bardzo estetycznie i przejrzyście co wprawiało nas w ogromną dumę. 
- Idę zanieść nasze dzieła Johnowi. - rzuciłam w stronę Oli na co ona odpowiedziała skinieniem głowy. 
- Moi drodzy! Tak na zakończenie naszego spotkanie chciałbym jeszcze...
- Przepraszam, że przerywam, ale przyniosłam świeżo wydrukowane plany dnia dla każdego współorganizatora. - powiedziałam przerywając ojczymowi. - Jeszcze ciepłe. 
- A tak, Dziękuję Wam dziewczęta. - odpowiedział po czym wziął ode mnie kartki i nawet na nie nie zerkając odłożył na biurko. Cały John...Zimny i zlodowaciały egoista. 
Aby uniknąć kolejnego napadu złości musiałam jak najszybciej odwrócić wzrok. Od samego patrzenia na niego dostawałam ataku szału. 
Nagle natknęłam się na spojrzenie Lou. Jak zwykle radosny i nieokrzesany - pomyślałam. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i wróciłam na miejsce obok Oli. Matko...Jakie on ma hipnotyzujące spojrzenie...Jak on to robi? Czy to w ogóle dozwolone? I jeszcze ten jego zapach... Minęło już dobre kilkanaście godzin od naszego wspólnego wypadu, a ja wciąż czuję ten zapach...Coś niesamowitego! Do tego można zaliczyć również jego dotyk. Do tej pory na całej dłoni, którą trzymał i wgłębieniu między łopatkami i na całych barkach , które przytulał - czuję przyjemne mrowienie. Jeszcze bardziej niesamowite...
Wiecie jak ja w tym momencie musiałam ze sobą walczyć? Walczyć przed tym, aby  do niego nie podejść i go nie przytulić? I ile wysiłku w to włożyć? To  takie smutne mieć coś jednocześnie na wyciągnięcie ręki i nie móc tego dostać.  Może gadam jak idiotka, ale to na prawdę przykre. 

- No więc na zakończenie mam dla Was wiadomość. - kontynuował John. - Jutro, zaraz po obiadokolacji przyjedzie do nas reszta ekipy, w tym wasza ukochana stylistka, która zgodziła się z nami współpracować oraz, moi drodzy chłopcy, wasze ukochane dziewczęta, które dla dobra sprawy także będą uczestniczyć w naszym filmie. W końcu to część waszej wielkiej historii. Dziękuję wszystkim bardzo serdecznie i jeszcze raz przypominam o dzisiejszym ognisku! A za godzinę spotkamy się na planie i zaczynamy pracę. Do zobaczenia.
- Oł Jeee! Przyjeżdża Danielle! - usłyszałam krzyk Liama
- I moja Pe... - zaczął Zayn.
-Tak, tak, tak... - przerwał im Harry. - Najważniejsze, że w końcu zobaczę swojego największego  skarba  na świecie - Lux. 
Powiedział po czym spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu. I nagle całą piątka wybuchnęła niepohamowanym śmiechem. 
- Nasz kochany Hazzunia ma na tapecie zdjęcie Lux! Zakochańcu Ty nasz. - powiedział Lou pieszczotliwie roztrzepując włosy swojego przyjaciela. 
- Odczep się! - odwarknął żartobliwie Harry robiąc przy tym obrażoną minę.
- Oj, kochanie! Nie obrażaj się tak! 
- Nie. 
- Ja tam w odróżnieniu od Was idę coś zjeść. - powiedział Niall. 
- Trzeba w końcu go w kimś rozkochać. - zaczął Liam.
- Dokładnie. - przytaknął mu Zayn. - Bo niedługo chłopaczyna się tak roztyje, że żadna go nie będzie chciała. 
- Coś Ty! Niall nigdy nie przytyje, nie on! On zamiast żołądka normalnych rozmiarów ma cysternę.
- Ej, słyszałem! - odkrzyknął obrażony blondas.
- Oj, no przecież żartujemy! Poza tym znam pewną dziewczynę, która nie ma nic do Twojej brzusznej ciężarówki. - powiedział Liam znacząco zerkając w stronę Oli. 

Zaraz, zaraz... Czyżby Ola i Niall...? Ale przecież nie przegapiłabym tego...To niemożliwe. Chociaż może byłam zbyt zajęta swoimi problemami, aby to dostrzec? Ale czy to możliwe, żeby Ola mi o niczym nie powiedziała? Zerknęłam w jej stronę i zauważyłam, że uśmiecha się w stronę Nialla. O Matko! Co ze mnie za przyjaciółka...

- Możesz mi powiedzieć, dlaczego mi nic wcześniej nie powiedziałaś? - spytałam.
- Bo nie ma o czym mówić. - odpowiedziała rumieniąc się. 
- Jak to nie ma o czym mówić? Spotkaliście się już? 
- Nieee, no coś Ty...Wczoraj po prostu rozmawialiśmy trochę.. - przerwała, bo w tym samym czasie dostrzegłyśmy, że w naszym kierunku idzie Lou. - Opowiem Ci wszystko później.
- Hej! - rzucił wesoło. 
- No cześć. - odpowiedziałam uśmiechając się.
Nie wiem w jaki sposób i dlaczego, ale gdy tylko widziałam Lou na mojej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech. To tak jakby ktoś zarejestrował to w moim mózgu.  Jest Lou - Uśmiechnij się. Naprawdę, nie mam zielonego pojęcia co za ukryty mechanizm tym wszystkim kieruję. Ogólnie kiedy tylko go widziałam nabierałam ogromnej odwagi i czułam się dobrze, po prostu dobrze. 
Spojrzałam mu w oczy. Oświecone blaskiem promieni słonecznych z szaroniebieskich zamieniły się w błękitne. Stały się tak piękne, przeszklone, czyste, iskrzące się i tak niesamowite. W niektórych miejscach, widziałam nawet cieniutkie pasemka błyszczące się kolorami tęczy. Niby były błękitne, a takie ciepłe, iż mogłabym w nich utonąć i zasnąć. Znów poczułam te przyjemne dreszcze.  I znów musiałam ze sobą walczyć.
- Chciałbym zapytać... - zaczął nieśmiało.
- Louis! Szybko ze mną do garderoby! Nie poradzę sobie bez Ciebie!- krzyknął Harry.
- A tak, przepraszam już idę. - odpowiedział. Już chciał odejść, gdy nagle zatrzymał się raptownie i  odwrócił w moją stronę. Stał tak odchylając lekko usta, aby coś powiedzieć, ale nie wydobył się z nich żadne dźwięk. Chwilowo widziałam jak otacza spojrzeniem całą podłogę wraz ze swoimi butami szukając odpowiednich słów. Czemu on się tak denerwuje? Przecież to jest ten Lou, odważny, pewny siebie Lou. Jak widać najwyraźniej jest także bardzo wrażliwy. - pomyślałam.
Nagle spojrzał mi w oczu, podszedł do mnie, uśmiechnął się i pocałował w czoło.
- Do zobaczenia na ognisku. - powiedział i ruszył w stronę drzwi. 
- I kto tu kogo nazwał zakochańcem? - spytał Harry, a Lou parsknął śmiechem. 
Po tych słowach usłyszałam tylko odgłos zamykanych drzwi. Zostałam sama z Olą. Obydwie byłyśmy zbyt zdziwione, aby cokolwiek powiedzieć. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Czułam ogromny przypływ szczęścia. Taką jakby ciepłą falę wypełniającą całe moje ciało. Już dawno nie gościła ona w moim ciele. Kilka dni temu myślałam jeszcze, iż odpłynęła na zawsze. Natomiast teraz czułam, że przez te całe okropne lata była razem ze mną, schowana gdzieś głęboko, cierpliwie czekając na odpowiedni wiatr. W końcu pojawił się, Ogromny i duży, ale zarazem ciepły i słodki, wypełniając każdą komórkę mojego ciała.


***

Przez resztę popołudnia myślałam, iż po prostu zwariuję. Pogoda była bardzo przyjemna, ale nigdzie z Olą nie mogłyśmy się ruszyć. Dlaczego? Dobre pytanie. Zdaniem Johna dlatego, że nie będzie miał kto nas pilnować ( a przecież w Londynie mogą się dziać tak okropne rzeczy), natomiast moim tylko dlatego, że mnie nienawidzi i postanowił się na mnie zemścić. Za co? Następne dobre pytanie, ale nad odpowiedzią już nawet nie chce mi się głowić. To wszystko doprowadzało mnie do strasznego szału. Złość na Johna połączona z nudą. Uwierzcie mi, coś okropnego. 
No ale cóż, tak czy inaczej musiałyśmy znaleźć sobie w końcu jakieś zajęcie. Postanowiłyśmy zatem obejrzeć jakiś film. Do wyboru miałyśmy tylko animowaną Królewnę Śnieżkę, Romeo i Julię oraz Maskę - totalna masakra. Rada na przyszłość: NIGDY, ale to NIGDY nie wyjeżdżaj z domu bez zaopatrzenia się w dobre filmy.( I Powiedźcie mi, jak ja mogłam się nie denerwować, no jak? ) Po jakimś czasie zdecydowałyśmy się na Królewnę Śnieżkę i w sumie nie ma się co dziwić, bo z nudnego romansidła i z przedziwnej komedii wybrałyśmy tą trzecią i  najbardziej ciekawą opcję - bajkę dla dzieci. Podczas filmu Ola opowiedziała mi jak to jest między nią, a Niallem. A było tak, że podczas mojej nieobecności, Ola wybrała się do automatu, aby kupić sobie coś słodkiego. Oczywiście stał tam też Niall ( tutaj też nie ma co się dziwić), był on akurat w trakcie konwersacji z ogromną maszyną, która z jakiś niewyjaśnionych powodów nie chciała dać mu  Snickersa. Ola, jako osoba bardzo inteligenta i mądra, a zarazem pełna urodzajnych zdolności postanowiła pomóc biednemu blondasowi i nadzwyczajnie w świecie zaczęła grozić maszynie, że jeśli nie wyrzuci tego zakichanego Snickersa to ona zaraz sama wyrzuci ją w stronę tamtego okna. W jej wykonaniu oraz z jej bardzo charakterystyczną gestykulacją rąk musiało to wyglądać bardzo, ale to bardzo komicznie. Maszynie jednak nie było do śmiechu, gdyż  usłyszawszy te dobitnie brzmiące słowa pochodzące z ust mojej przyjaciółki, oddała Snickersa. Niall na całe szczęście nie wystraszył się zachowaniem Oli, podziękował jej, a następnie zaczęli rozmawiać. A rozmawiali bardzo długo, początkowo o jedzeniu, później o swoich własnych przypałach, a następnie 0  dzieciństwie, przyszłości itp. Z jej opowiadań wynikało także, iż bardzo dobrze się ze sobą dogadywali i w wielu sprawach podzielali to samo zdanie. Jedyną rzeczą jaka ich chyba różniła było to, że Ola wolała frytki krojone w plastry, a Niall preferował podłużne. 
Bardzo się cieszę, że tak dobrze się ze sobą dogadują i że Ola jest szczęśliwa. Od zawsze przytłaczałam ją swoimi problemami przez co oddaliła się od własnego życia. Czuję się za to strasznie winna, ale za każdym razem gdy tylko powtarzałam jej, żeby się mną mnie przejmowała w odpowiedzi słyszałam tylko: " Skończ już, dobrze?".  Więc na prawdę nic nie mogłam zrobić, ale teraz na szczęście wszystko się u niej jakoś ułożyło. 

Tego samego dnia, godzina 19.00 

Czy to możliwe, aby jednocześnie jedną ręką rozpalać ognisko, a drugą bić rekordy w Drop na telefonie? Owszem, możliwe. a dokonał tego nasz kochany recepcjonista - David. 
Po całym pierwszym dniu ciężkiej pracy chłopaków, John postanowił urządzić ognisko. Myślą przewodnią całego spotkania było bliższe poznanie się oraz uczczenie udanego pierwszego dnia. Oczywiście do rozpalania ogniska, Johna rączki świerzbiły, dlatego wyznaczył Div'a do wykonania tego zadania. Ten zaś założył się z Harrym, że pobije jego rekord w grze do rozpoczęcia zabawy, więc biedny chłopaczyna nie miał wyjścia, musiał wykonywać te dwie czynności naraz. W dodatku  nikt nie mógł mu pomóc, gdyż każdy miał wyznaczony jakiś "dyżur".
Zayn, Niall i Ola przygotowywali jedzenie i pomagali kucharkom, Lou, Liam  i John stawiali namioty - Tak, nie wracaliśmy do hotelu na noc - a ja wraz z Harrym przynosiliśmy koce, śpiwory oraz instrumenty i jakieś napoje. 

- Mogę Ci zadać pewne pytanie? - zapytał mnie Harry, gdy wspólnym siłami staraliśmy się złożyć śpiwór.
- Pewnie, pytaj. 
Przez dłuższy czas nie odpowiadał, spuścił wzrok i  skoncentrował się na swoich dłoniach.
- Czy między Tobą a Lou to coś jest? - powiedział nieśmiało. 
- Hm...Wiesz...Nie wiem czy w ogóle można stwierdzić, ze między nami coś jest. Znamy się dopiero od kilku dniu, więc to raczej niemożliwe...
- Oj, daj spokój! - przerwał mi uśmiechając się szeroko. - Przecież to wszystko widać...
- Ale co widać? - spytałam lekko zdezorientowana. - Nie, teraz zegnij pionowo.
- A ok. I co myślisz że tak jest dobrze? - powiedział demonstrując nasz artystycznie złożony śpiwór.
- Wydaje mi się, że jest w porządku...Dobra jest fatalnie, ale czy ktoś to będzie oceniał?
- Chyba nie...Ale John wydaje się dosyć surowy. - powiedział, a potem wybuchnęliśmy śmiechem. 
- Jakoś jego zdanie obchodzi mnie najmniej.
- Tak wiem, ale rozumiesz...to mój szef. 
- Nie martw się Harry. Jakby co jestem po twojej stronie. - powiedziałam uśmiechając się do niego. - Dobra, chodźmy to wszystko zanieść. 
- Okey. - odpowiedział. - A wracając do Ciebie i Lou, to ja po prostu widzę jak on na Ciebie patrzy i obserwuje jego zachowanie kiedy jesteś w pobliżu. Diametralnie wyszczerza się jak głupek i w jego oczach widać, że jest szczęśliwy. 
- Kogo tak obgadujecie? - usłyszeliśmy głos Lou. 
Ciebie. - pomyślałam. 
- A co tam skarbie? Przykrzy Ci się? - spytał Harry.
- Mi? Nie, skąd! Miałem Cię właśnie prosić, abyś pomógł mi  przy tych śrubach, bo Liam właśnie rozmawia z Danielle więc rozumiesz, że nie chcę mu przeszkadzać, a John właśnie męczy się z tym drugim namiotem. 
Lou spojrzał mi w oczu. I Bum! Znowu mnie zahipnotyzowało. 
- Oczywiście kochanie. - odpowiedział Harry znacząco, chociaż my dwoje i tak nie zwracaliśmy na niego uwagi. - Lou! 
- Idę, Matko! - odkrzyknął niechętnie odwracając ode mnie wzrok. 
- To ja przyniosę resztę rzeczy. - powiedziałam.

Kilka minutek później.

Tak  jak powiedziałam, tak też zrobiłam. Zabrałam z magazynu parę kocy oraz jeszcze jeden śpiwór i przyniosłam do obozowiska.Wszyscy byli tak pochłonięci wbijaniem gwoździ w ziemię, że nikt nie zauważył mojego powrotu. Korzystając z okazji postanowiłam przestraszyć chłopaków. Stanęłam przy rogu wejścia do jednego z namiotów i już miałam powiedzieć coś w stylu: "Dzień Dobry" albo "Witam" , gdy usłyszałam ich rozmowę.
- Tak, to prawda Harry. Ale muszę z nią o tym porozmawiać. Może jest tak jak mówisz, ale chce być wobec niej uczciwy. 
- To dobrze. Bo jest na prawdę bardzo fajna.
- Tak, wiem. Tylko jestem ciekaw czy ona to wszystko zaakceptuje...Bo przecież Eleaonor...
Lou powiedział coś jeszcze ale ja już nie byłam w stanie słuchać. Nie chciałam słyszeć końca jego wypowiedzi, bo doskonale wiedziałam jak się skończy. Nie chciałam, aby te słowa doszły do mnie i zabrzmiały w mojej głowie jak ogromne dzwony. Nie chciałam.
Jak ja mogłam być tak głupia? No jak? Zapomniałam o najważniejszej rzeczy. Zapomniałam o Eleaonor. 



----------------------------------------------------------------------
A oto rozdział VII ;) Podobało się czy nie - komentujcie <3 Dziękuję wszystkim za bardzo bardzo pozytywnne komentarze. Są na prawdę cudowne ;*** Chciałabym jeszcze dodać, że bardzo dziękuję trzem najwspanialszym osobom, które dopingują mnie i wspierają jak nikt inny. Ada, Ola i Wiktoria - tak o Was mówię dziewczyny! Inspirujecie mnie, popędzacie z dodawaniem rozdziałów i pewnie gdyby nie Wy mało wiedziałabym o One Direction. Jeszcze raz Dziękuję <3