INFORMACJE

Hej skarby!
Co się tak ostatnio cicho zrobiło? Gdzie komentarze z Waszymi opiniami? Proszę, proszę komentujcie ! Bardzo, ale to bardzo mi na tym zależy. Chciałabym znać Wasze zdanie. Nie krępujcie się i komentujcie ile się da ( trochę krytyki też nie zaszkodzi c; ). Piszcie co myślicie, o głównej bohaterce i o każdym z rozdziałów. <3 A, przede wszystkim najważniejsze - DOŁĄCZAJCIE DO WITRYNY i zostańcie Chadersami ! Wszystkich przyjmujemy z otwartymi ramionami ! c;

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 11 "Your heart's against my chest".



- Mówiłem, że Cię złapię. - powiedział Lou lekko muskając ustami moją szyję. 
- To nie fair. Masz o wiele dłuższe nogi! 
- Może i tak, ale za to Ty jesteś ładniejsza. - odpowiedział, a ja zachichotałam. 
Musiałam chwilę ochłonąć, aby przeanalizować w głowie jego słowa. Gdy w końcu doszło do mnie co powiedział, poczułam jak przez moje ciało przelatuje fala gorącego ciepła, aby następnie rozlać się po całej powierzchni policzków. Chłopak zaśmiał się widząc moje skrępowanie, zostawiając gęsią skórkę na mojej rozgrzanej szyi. 
- Tak...Z tym to się chyba jednak zgodzę. - odparłam.
Lou parsknął śmiechem.
- Co się stało? - spytał, gdy zaczęłam zbyt energicznie mrugać.
- Bo wiesz...Naplułeś mi do oka.
Kolejny wybuch śmiechu.
- Jeśli nie podoba Ci się mój dzisiejszy makijaż, po prostu mi to powiedz. A nie próbujesz go zmyć śliną. - dodałam szeroko się uśmiechając.
- Ależ Twój makijaż jest na prawdę fantastyczny! - spojrzałam na niego spode łba. - Mówię serio! Poza tym  myślisz, że gdyby mi się nie podobał zmyłbym go swoją własną śliną?
- Nie wiem. Ty inaczej patrzysz na świat. - odparłam. Lou zaśmiał się ciepło i spojrzał mi głęboko w oczy.
Powolnym ruchem zbliżył swoje usta do moich i złożył na nich delikatny pocałunek. Po chwili przerwał, by jeszcze raz spojrzeć w moje oczy.
- Uwielbiam Cię. - powiedział, po czym na dobre wpoił się w moje usta.
Naparł na mnie całą klatką piersiową i przycisnął do siebie. Jego ręce na moich ramionach ograniczały mi ruchy. Stałam przy nim bardzo blisko i napawałam się jego zapachem oraz smakiem. Wszystko wokół wirowało. Moim jedynym punktem odniesienia były jego usta. Usta tak miękkie i delikatnie całujące. Nie chciałam przerywać tej chwili. Na swoich piersiach dokładnie czułam bicie jego serca, a na policzkach ciepły oddech. To sprawiało, iż czułam się bezpieczna.
- Kiss me like You wanna be loved. - szepnął.
Bez chwili zastanowienia objęłam rękami jego szyję i oddałam pocałunek.
Nasze ciała z sekundy na sekundę robiły się coraz bardziej rozgrzane. Jego silne ręce sunęły po moich plecach w górę i w dół zakreślając proste linie. Moje myśli już dawno uleciały w przestrzeń. Liczyło się tylko to co dzieje się teraz. Nasze serca biły coraz szybciej doczekując się więcej. Lou coraz bardziej napierał ramionami na moje plecy, mocniej przyciągając mnie do siebie. Brakowało nam powietrza. Od czasu do czasu chłopak przenosił swoje usta na moją szyję. Każdy jego pocałunek zostawiał palący, a zarazem rozkoszny ślad.
Po jakimś czasie oderwaliśmy się od siebie głośno dysząc. Lekkie uśmiechy zawitały na naszych twarzach. Lou przez cały czas obserwował moją twarz w ogromnym skupieniu, nadzwyczajnie coś analizując. Kiedy w jego oczach znów pojawiły się dobrze znane mi iskierki, objął mnie swoimi ramionami i mocno ścisnął. Czułam jak po całym moim ciele przechodzą przyjemne dreszcze, a serce zawtórowało szybszym biciem. Czułam się bezpieczna. CHOLERNIE BEZPIECZNA.
- Co byś zrobił gdybym powiedziała Ci, że ja też Cię uwielbiam? - spytałam.
Chłopak chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią. Na jego twarzy przez cały czas gościł charakterystyczny uśmiech, a oczy świeciły swoim blaskiem.
Zaśmiałam się widzą minę Lou. Jego oczy rozszerzyły się lekko, a z ust wydobyło się krótkie " Oo..". Wyglądało to na prawdę komicznie, dlatego nie powstrzymałam się od wybuchu śmiechu. Chłopak widząc moją reakcję, uśmiechnął się szeroko.
- A tak na poważnie, to strasznie bym się ucieszył. - szepnął mi do ucha.
- Oh, serio? - spojrzał na mnie zdezorientowany - Tylko tyle? Myślałam, że powiesz że nie będziesz mógł sypiać po nocach albo coś w tym rodzaju...
- Ach, czyżby? - spytał unosząc jedną brew - A co jeśli powiedziałbym Ci, że mam dla Ciebie niespodziankę?
- Niespodziankę?
- Tak. - przytaknął szeroko się uśmiechając.
- No więc...W takich okolicznościach może i jestem skłonna Ci przebaczyć, ale wiesz...To się nazywa czyste przekupstwo.
- Oj, od razu przekupstwo. Po prostu chcę Ci sprawić przyjemność, Aniu. - spojrzałam na niego podejrzliwie. - I sobie też przy okazji. - dodał puszczając do mnie perskie oko.
- To co? Chcesz mi powiedzieć, że kupiłeś nam kosz pełen marchewek?
Lou parsknął śmiechem.
- Nie będę udawał, że nie rozważałem takiej opcji, ale niestety nie. To nie jest kosz marchewek. Jest to raczej coś bardziej oryginalnego. - powiedział.
Złapał mnie mocno za rękę, po czym zaczął prowadzić wzdłuż korytarz, wprost do swojego pokoju.


Nie wiem dokładnie jak prawidłowo opisać słowami "Louisową niespodziankę". Była ona rzeczywiście bardzo oryginalnym pomysłem i przyznam, że nigdy nie wpadłabym na taki pomysł. Podejrzewam, że normalni ludzie też nie. No ale cóż...Lou jest wyjątkowy. Ma masę dziwnych, a zarazem fantastycznych pomysłów. Nadal uwielbia układać klocki lego i jeździć sterowanymi samochodami. Cały on! Ale nigdy nie podejrzewałabym, że stać go na coś takiego. Bo wiecie...Normalnie chłopcy kupują swoim dziewczynom kwiaty, przytulanki albo jakieś słodkości, ja natomiast dostałam pidżamę. Tak pidżamę. A jeszcze bardziej zdziwiło mnie to, iż kupił te pidżamy w komplecie i teraz ma drugą taką samą. Jest to oczywiście bardzo słodkie z jego strony i szczerze przyznam, że wolałam dostać pidżamę, niż kwiaty które tak czy inaczej po jakimś czasie zwiędnął...Innymi słowy mogę powiedzieć, iż jestem z wariatem. Chłopakiem, który widzi świat przez swoje własne kolorowe okulary.I wiecie co? Straszliwie mi się to podoba.





- Serio jesteś nienormalny. - powiedziałam uśmiechając się.
Odpowiedzi usłyszałam tylko krótkie 'yhym' , a następnie poczułam jego ciepłe ramiona obejmujące mnie od tyłu.
- A Ty cudownie pachniesz. - uśmiechnęłam się słysząc jego słowa.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, a już poczułam jego ciepłe usta składające pocałunki w moich włosach.
- Wiesz...Mam swoje sposoby. Prysznic przynajmniej raz dziennie i w ogóle. Czasem jeszcze używam perfum. - pokiwałam głową na potwierdzenie swoich słów.
- O prysznicu to ktoś kiedyś mi wspominał...Ale perfumy? Pierwsze słyszę. - odpowiedział uśmiechając się w moje włosy.
Zaśmiałam się.
- Kupię Ci kiedyś jakieś. - obiecałam, po czym odwróciłam głowę i delikatnie pocałowałam go w usta. Lou Uśmiechnął się zadziornie. - I nawet własnoręcznie napisze instrukcję obsługi. - dodałam
Odpowiedział mi szerokim uśmiechem.
- Nie sądzisz, że to takie dziwne?
- Ale co? Perfumy czy...? - spytał zdezorientowany
- Nie, nie perfumy... Mówię raczej o nas. - spojrzał na mnie pytająco - No bo znamy się dopiero tydzień!
- Tak, zgadza się. I ?
- I? - zapytałam ironicznie - Znamy się od 7 dni, a już ze sobą jesteśmy! Nadal nie wydaje Ci się to dziwne?
- Może z punktu widzenia osoby trzeciej tak jest, ale dla mnie jest to jak najbardziej normalne. - Już chciałam otworzyć usta, żeby coś powiedzieć ale chłopak przerwał mi kontynuując - Tak, tak. Wiem co teraz chcesz powiedzieć: "Ja też jestem dziwny, dlatego ta sytuacja wydaje mi się naturalna" - uśmiechnęłam się lekko na jego słowa. - Ale Aniu...Przecież tylko wariaci są coś warci. - powiedział, po czym szeroko się uśmiechnął.
Odwrócił mnie do siebie przodem, po czym lekko i delikatnie zatopił swoje usta w moich. Wplótł palce w moje rozpuszczone włosy i lekko przyciągnął.
Jego dotyk, smak i zapach powoli dochodził do odpowiednich komór mózgowych, gdzie tam każdy z nich został dokładnie przeanalizowany. Po jakimś czasie na całym ciele zaczęły pojawiać się przyjemne dreszcze. Krew pulsowała coraz szybciej, a towarzyszył jej akompaniament bijącego serca.
Czy ja zawsze musiałam reagować w taki sposób?
- Masz jakieś plany na jutrzejsze po południe - spytał.
- Nie...Nie wydaję mi się, a co czyżbyś coś szykował?
-Nie...Tak tylko sobie pomyślałem, że moglibyśmy się gdzieś razem przejść.- spojrzał na mnie z nadzieją w oczach. -  Jeśli oczywiście masz ochotę.
- Oczywiście, że mam Lou. - odpowiedziałam i pocałowałam chłopaka w sam czubek nosa.
- To fantastycznie.


***


Mieliście kiedyś takie wrażenie jakbyście rozpadali się na milion małych kawałeczków? Jakby każda komórka waszego ciała rozchodziła się w inną stronę nie pozostawiając po sobie dosłownie nic? Jakby ktoś celowo ścierał  Was jak ser po ostrej tarce? Hm...Boli, prawda? 
Kiedyś sądziłam, że Bóg dał nam życie, abyśmy czerpali z niego przyjemność. Abyśmy napawali się każdą jego chwilą, bez żadnych ograniczeń czy przeszkód. Teraz wiem, że życie jest nauką. Nauką, której sztuki nie udało się jeszcze nikomu opanować. Nauką, w której uczymy się swoich własnych słabości, poznajemy swoje wady i zalety, doświadczamy wielu uczuć czasem cierpiąc, a czasem po prostu kochając. Ale przede wszystkim uczymy się sobie z nimi radzić. 
Jest wielu którzy nie poradzili sobie z trudnościami życia, ale są tacy którzy nawet nie mają pojęcia jak wielka i potężna jest ich psychiczna moc. Ale do czego zmierzam? 
A do tego, że są momenty gdy wydaje nam się, iż jest po prostu wspaniale. Bardzo ciężko pracujemy nad tym, aby zapomnieć o wyrządzonych nam krzywdach i zacząć normalnie żyć. I nagle przez dosłownie ułamek sekundy wszystko  może się spieprzyć...








~Oczami Lou~














Spojrzałem na zegarek. Zostało 10 min. Sięgnąłem ręką po moje ciemne spodnie. Szybkim ruchem wsunąłem ja na siebie i zapiąłem rozporek. Gdy zakładałem na siebie biały T-shirt poczułem jak coś uwiera mnie w tylnej kieszeni.  Wyciągając tajemniczy przedmiot i  zrozumiałem, że jest to list. List, który Ania napisała do swojego ojca. Moja ręka drżała lekko, gdy koniuszkami palców dotykałem otwarcia koperty.
Czy aby na pewno powinienem czytać? Czy, aby na pewno to już odpowiedni moment? Nie sądzę...Poza tym...
Moje przemyślenia przerwał odgłos otwieranych drzwi. Klamka szybkim ruchem zleciała na dół, aby zaraz potem wrócić na to samo miejsce. Zza framugi wyłoniła się szczupła postać o lekko kasztanowych włosach. Wiatr spowodowany przeciągiem oplótł moje nogi uniemożliwiając ruch. Ona stała tam dysząc i trzęsąc się jednoczenie. Powolnym ruchem podniosła oczy i spojrzała na mnie z ogromnym przerażeniem, bólem i żalem. Byłem zbyt sparaliżowany, aby cokolwiek zrobić... Co się stało? Przecież było już tak dobrze...
- Aniu... - wykrztusiłem w końcu - Co się dziej...?
Musiałem przerwać. Z każdym moim słowem po jej policzkach spływały słone łzy. Jedna po drugiej. Nie wiem ile stałem tak nic nie robiąc, ale po jakimś czasie jej płacz zamienił się w głośny szloch. Nie mogłem dłużej patrzeć jak cierpi.
Wyciągnąłem ręce do przodu w charakterystycznym geście, a ona podleciała szybkim ruchem i mocno się we mnie wtuliła, cały czas szlochając...



-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------








Hej, żabcie! Obiecałam, że rozdziały będą co tydzień? I proszę bardzo! c; Wiem, że może trochę późno, ale dotrzymałam słowa. Możecie być ze mnie dumni. c; OCZYWIŚCIE MOJA STAŁA PROŚBA - KOMENTUJCIE!!!  Dacie rade napisać chociaż z 10 komentarzy? Tylko 10. Nie proszę o długiej wypowiedzi. Może być ściśle, krótko i na temat. Tylko proszę 10 KOMENTARZY! <333333 KOCHAM WAS ;****