- Ania! Zaczekaj! - usłyszałam za sobą krzyk Oli. - Anka!!!!
Nie mogłam się zatrzymać. Biegłam do windy ile sił w nogach. Tak szybko, jak tylko mogłam. Przede wszystkim chciałam uniknąć spojrzeń gapiów i jak najszybciej zaszyć się w swojej rzeczywistości. Nie mogłam opanować przeszywających mnie dreszczy, ani łez które w szybkim tempie zamieniły się w szloch. Chciałam stąd jak najszybciej uciec, jak najdalej. Na moje szczęście jednak w windzie musiałam spotkać jakąś starszą panią, która przez całą drogę w dół bacznie mi się przyglądała. Zerknęłam na nią. Oczy przepełnione miała zaciekawieniem, ale też i troską. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, lecz po chwili zamknęła je z powrotem. Zastanawiałam się co chciała mi powiedzieć? "Trzymaj się dziecko"? "Uważaj na siebie"? To wszystko wydawało się takie żenujące. Gdy tylko drzwi windy otworzyły się wyparowałam jak oparzona nie zwracając uwagi na spojrzenia innych. Jak on mógł to zrobić? Tak upokorzyć mnie przed wszystkimi?! Miał to być najwspanialszy dzień w moim życiu, a spadł na ranking tych najgorszych. Może wydawać się wszystkim dookoła, iż za bardzo wyolbrzymiałam sprawę, ale ja wcale nie ześwirowałam. To wszystko za bardzo mnie przerastało. Nie chciałam takiego sztucznego życia i ciągłego udawania, że jest w porządku. Może moje życie przed śmiercią ojca nie było idealne, bo nie szanował uczucia jakim darowała go mama, ale kochałam go. A kiedy było dobrze (a czasem tak się zdarzało) tworzyliśmy szczęśliwą rodzinę. I miałam wszystkich przy sobie. Nie potrzebowałam nic więcej. Lubiłam takie momenty, gdy razem z tatą dokuczaliśmy mamie, a ona udawała że się obraża. Takie momenty kiedy zupełnie przypadkowo okazywało się, iż jesteśmy z tatą bardzo do siebie podobni. Każdy w życiu popełnia jakieś błędy i jeśli się kogoś kocha jest się w stanie mu wybaczyć i na chwilę zapomnieć o tych złych chwilach. Tak było właśnie z moim tatą. Moja miłość do niego przepełniana była nienawiścią, ale miałam rodzinę, która zrobiłaby dla mnie wszystko. A teraz? Po jego śmierci nic mi już nie zostało. Utraciłam tą szczęśliwą rodzinę i wszystko się posypało. Przez parę miesięcy świat przestał dla mnie istnieć, ale udało mi się z tego stanu wyjść. Dzięki marzeniom. Postanowiłam, że osiągnę swój najwyższy, wymierzony cel, by odzyskać dawną i wiecznie uśmiechniętą mamę i pokazać życiu, że mam w dupie, to co ze mną wyprawia. A przede wszystkim chciałam, aby tata był ze mnie dumny. MARZENIA stanowiły jedyny ratunek. To dlatego tak bardzo nienawidzę Johna. Odebrał mi każde marzenie, które chciałam spełnić dla taty. Jeszcze przez niego zupełnie oddaliłam się od mamy. Nie czuję jej bliskości, czuję się tak jakbym utraciła ją na zawsze.
- Aniaa! - usłyszałam gdzieś w oddali głos Davida. - Niech się Pani nie martwi. Może po prostu chce pobyć sama.
Nie usłyszałam z kim rozmawiał, ale nie miałam ochoty na spotkanie z nim, ani z nikim innym. Chciałam uciec. Wbiegłam w jakiś korytarz. Był bardzo długi przepełniony ogromną ilością drzwi. Próbowałam otworzyć któreś z nich, ale żadne nie chciały ze mną współpracować. Zażenowana dostrzegłam nagle jeszcze jedne drzwi, schowane w zagłębieniu ściany. Podeszłam i jednym płynnym ruchem otworzyłam je. Co zobaczyłam w środku było wprost nie do opisania. Sala w całości pokryta była drewnem i nie miała żadnych okien ani dodatkowych drzwi. Mój wzrok jednak najbardziej przykuł stojący w centralnym miejscu biały fortepian. Zamknęłam za sobą drzwi i stanęłam miejscu zastanawiając co zrobić. Usiadłam przy nim i spokojnym ruchem położyłam dłonie na klawiaturze. Przestały drżeć - tak jak się tego spodziewałam. Uśmiechnęłam się do siebie. To zawsze będzie mi pomagało. Po mimo iż dygotanie ustało z moich oczu nadal spływały łzy. Ze złości, smutku, szczęścia? Już sama nie potrafiłam odróżnić. Nie zwracając na to uwagi zagrałam pierwszy dźwięk ulubionego walca taty. Fortepian brzmiał tak niesamowicie, iż miałam ochotę się rozpłynąć. Zanim się obejrzałam a moje ręce samoczynnie zaczęły grać i pamiętały dokładnie każdą nutę. To było uczucie niedopisania. Pragnęłam, aby ta chwila trwała wiecznie. Nie chciałam jej urywać. Odpłynęłam. Dopiero przy ostatnim dźwięku moje oczy znów zobaczyły rzeczywistość. Zamknęłam je. Przypomniałam sobie pewny fragment z przeszłości:
- Będziemy jechać motorówką? Na prawdę? - zapytałam podekscytowana.
- Tak. Tylko radziłbym Ci trzymać tą czapkę, bo ci odfrunie.
Spojrzałam na tatę pytająco.
- Dlaczego?
- Bo będzie strasznie wiało. - odpowiedział uśmiechając się przy tym, po czym szybkim ruchem wskoczył na motorówkę. Podał mi rękę, abym swobodnie zrobiła to samo co on, a następnie odpalił silnik. Warkot był tak głośny, że aż zakłócał moje myśli. Ruszyliśmy. Podziwiałam wspaniały blask wody, promienie słońca liżące gładką taflę jeziora, po której przemykały lekko i swobodnie poruszające się fale. Cieszyłam się z tej chwili. Najbardziej podobało mi się jak tata robił ostre zakręty wprawiając wodę w gwałtowne ruchy, a ona oblewała brzegi motorówki dając nam do zrozumienia, że nie wolno z nią zadzierać.
- Nie zgubiłaś czegoś przypadkiem?! - spytał mnie tata po chwili, próbując przekrzyczeć warkot silnika.
- Niee!!! - odkrzyknęłam w stu procentach pewna swojego zdania. Po paru minutach jednak raptownie złapałam się za głowę i poczułam, że nie ma na niej mojej czapki, którą tata kupił mi dzisiaj na straganie.
Usłyszałam jego śmiech. Był zarazem rozbawiony, ale także zatroskany.
Chciałabym zapamiętać ten śmiech na zawsze. Chciałabym móc zatrzymać go w pamięci. "Zawsze będę o Tobie pamiętać tato." - powiedziałam w myślach w nadziei, że mnie usłyszy. - "Proszę, pomóż mi przez to wszystko przejść. Powiedz co mam robić." Prawda była taka, że sobie nie radziłam. Nie potrafiłam już wziąć życia w swoje ręce, a może tak na prawdę nigdy tego nie potrafiłam? Nie mam już siły, chciałabym odpocząć i uciec stąd jak najdalej. Problem w tym, że nie miałam dokąd.
- Aniu, skarbie. Jesteś tutaj? - usłyszałam głos mamy dochodzący zza drzwi. - Jeśli tak, mogę wejść?
Odpowiedziałam jej milczeniem. Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu szukając czegoś, czym mogłabym zabarykadować drzwi, jednak nic takiego nie znalazłam. Nagle usłyszałam skrzypnięcie zawiasów i mama weszła do środka.
- O Matko...Aniu co się stało? - nie odpowiedziałam jej i nie patrzyłam w oczy. - Rozmazałaś sobie cały makijaż. Chodź. - powiedziała i złapała mnie za ramiona. Lekkim ruchem wyrwałam się jej i spojrzałam jej w oczy. Stałyśmy tak jakiś czas nic nie mówiąc.
- Mamo... Powiedz mi... Czego Ty właściwie oczekujesz? - zaczęłam - Myślisz że teraz po tym roku milczenia, przyjdziesz do mnie i będzie jak dawniej? A po trzech minutach niby "poważnej" rozmowy usłyszę od Ciebie tylko: "Przestań się tak zachowywać. John nie chciał sprawić Ci przykrości. Przesadzasz. Nie rób mi wstydu. Nie przesadzaj". I że wszystko będzie w porządku? Nie. Nie będzie. On zrujnował mi ostatnio szczątki mojego życia i kiedy na prawdę staram się z nim nie kłócić i go omijać, on bezczelnie nazywa mnie "swoją córką"? I co, ma z tego satysfakcje?
Mama milczała. Ja także.
- Ja nic od Ciebie nie oczekuję, Aniu. - powiedziała po paru minutach ciszy. - Ale staram się żyć normalnie i oderwać się od przeszłości. Bo...
- Oderwać od przeszłości? Czy Ty siebie słyszysz?!! Kiedyś nie potrafiłaś zapomnieć o tacie i nigdy nie chciałaś go opuścić. Nigdy. Oddałaś za to połowę swoich nerw i zdrowia. A teraz co? Chcesz tak po prostu o nim zapomnieć?
- Daj mi skończyć. - powiedziała stanowczo. - Nie powiedziałam, że chcę zapomnieć o tacie, bo nigdy o nim nie zapomnę. Jestem po prostu wdzięczna życiu, że znalazłam taką osobę jak John. To on pomógł mi wydostać się z tego całego dołka.
- Przepraszam, kto? - zapytałam wytrącona z równowagi. - On? Pewna jesteś??
- Ania, proszę Cię. Nie takim tonem.
Zamilkłam. Na usta nasuwało mi się wiele słów, które chciałam w tym momencie wykrzyczeć, ale powstrzymałam się, bo nie miałam siły na kolejną awanturę.
- Proszę Cię zostaw mnie samą. - powiedziałam tylko.
- Chciałabym tylko...
- Mamo, proszę Cię wyjdź. Chce zostać sama. - przerwałam jej starając się aby moje słowa brzmiały dość łagodnie.
Po chwili usłyszałam tylko odgłos zamykanych drzwi. Zostałam sama. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam... Ja po tym wszystkim mama może twierdzić, że to dzięki Johnowi. Przecież to ja byłam przy niej przez te pół roku. To ja się nią opiekowałam. Było tak jakbyśmy na moment zamieniły się rolami. A ona teraz twierdzi, że to John? To wszystko przyjęło bardzo dziwny obrót miałam szczerze wszystkiego dość. Najgorsze uczucie było jednak takie, że nie wiedziałam co robić dalej...
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Oh! Co znowu? Przecież powiedziałam, że chcę zostać sama?! - krzyknęłam zażenowana.
- To ja. - usłyszałam znajomy głos. - Przepraszam, nie chciałem naruszać pańskiego spokoju.
Zamurowało mnie. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie wiem nawet ile czasu trwało to milczenie.
- To jak? Mogę wejść? - odezwał się Lou.
-Yyy....Wiesz nie wyglądam najlepiej...Może później?
- Spokojnie. Mnie nie przestraszysz. Jestem przyzwyczajony. Wystarczy zobaczyć włosy Hazzy jak rano wstaje. Uwierz. Widok bezcenny. - powiedział otwierając drzwi i wchodząc do środka.
Strony
INFORMACJE
Hej skarby!
Co się tak ostatnio cicho zrobiło? Gdzie komentarze z Waszymi opiniami? Proszę, proszę komentujcie ! Bardzo, ale to bardzo mi na tym zależy. Chciałabym znać Wasze zdanie. Nie krępujcie się i komentujcie ile się da ( trochę krytyki też nie zaszkodzi c; ). Piszcie co myślicie, o głównej bohaterce i o każdym z rozdziałów. <3 A, przede wszystkim najważniejsze - DOŁĄCZAJCIE DO WITRYNY i zostańcie Chadersami ! Wszystkich przyjmujemy z otwartymi ramionami ! c;
Czekam na kolejny rozdział :) akurat trafiłaś bo Lou to mój "ulubieniec" :D A i jeszcze jedno , czy mogła byś informować mnie o następnych rozdziałach?
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba ;) i ok nie ma sprawy ;)
UsuńKocham Lou cieszę sięże będzie wątek z nim. Czekam na kolejny rozdział. Świetnie piszesz
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) Nie mogę doczekać się następnego <3
OdpowiedzUsuń