Spuściłam wzrok z nadzieją, że w ten sposób przestanie mnie widzieć. Nie chciałam żeby tu teraz był, ale nie wiedziałam co powiedzieć. Milczałam. Byłam za bardzo zdumiona jego obecnością, aby wyrzucić z siebie choć jedno słowo. Dlaczego tu właściwie przyszedł? Czego ode mnie chciał? Dlaczego nikt nie potrafił zrozumieć, że chcę pobyć sama? Pragnęłam tylko samotności, niczego więcej. Przecież o tak wiele nie proszę.
- Chyba nie jesteś za bardzo chętna do rozmowy. - usłyszałam jego głos nadal czując na sobie jego wzrok. - Okey. Rozumiem.
Tak, dobrze rozumujesz. Oby tak dalej. - dopingowałam go w myślach w nadziei, że w końcu sobie pójdzie. Nagle usłyszałam jego kroki. Nie, proszę idź sobie. - powtarzałam w kółko. Poczułam jak jak siada koło mnie opierając głowę o lustro. Zastanawiałam się co dalej. Czy powinnam coś powiedzieć?
- Też nie lubię z nikim gadać, jak mam doła. - zaczął znowu. - Zawsze mnie to denerwuje, jak ktoś przychodzi, gada jak najęty i nie potrafi zrozumieć tego że chce być sam.
To co Ty tu jeszcze robisz? - pomyślałam w myślach.
- Ale....Taka samotność dobija mnie jeszcze bardziej...Dlatego wolę mieć kogoś blisko siebie, bo wtedy w każdej chwili mogę się komuś wygadać lub się do niego przytulić.
To co powiedział bardzo mnie zaskoczyło. Znałam go dopiero od dzisiaj, więc na prawdę nie rozumiem co on tutaj robi, ale nie miałam siły aby o to pytać. Chciałam uniknąć niepotrzebnej rozmowy, bo nie miałam na nią ochoty. Potrzebowałam odpoczynku. Za dużo myśli plątało mi się w głowie i nie mogłam się na niczym skoncentrować. Zamknęłam oczy, zasnęłam.
Poczułam jak grunt pod moją głową posuwa się raptownie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak Lou próbuje sięgnąć ręką telefon. Zdziwiłam się, ponieważ widziałam to wszystko z bardzo dziwnej perspektywy. Nagle zorientowałam się, że spałam na jego ramieniu. Szybkim ruchem podniosłam głowę. Było mi strasznie głupio. Ale przecież nie zasypiałam w ten sposób?
- Przepraszam. - usłyszałam głos Lou. - Nie chciałem Cię obudzić. Jak chcesz to możesz się jeszcze zdrzemnąć. - powiedział obdarzając mnie swym uśmiechem.
- Nie...Znaczy, wiesz to ja przepraszam. Nie wiem jak to się stało. Nie powinnam...
- Ej, spokojnie! - przerwał mi. - Przecież nic się nie stało. Nie martw się. - znowu się uśmiechnął - A poza tym... Pamiętasz co Ci wcześniej mówiłem? - pokiwałam twierdząco głową. - Zobacz, gdyby mnie tu nie było nadzwyczajnie w świecie uderzyłabyś głową o podłogę. A tak nawet się nie obudziłaś.
Sama nie rozumiem jak to się stało, ale zaśmiałam się.
- Masz rację. - odważyłam się na niego zerknąć i natrafiłam na jego spojrzenie. W jego oczach jak zwykle świeciły iskierki wesołości. - Dziękuję.
- Ależ nie ma za co. - odpowiedział próbując udać minę "wywyższania się" . Uśmiechnęłam się, ponieważ nie za bardzo mu to wychodziło. Po jakimś czasie odwzajemnił uśmiech, a zaraz po tym wybuchnął śmiechem. Dołączyłam do niego.- Jak się czujesz? - spytał po chwili.
- Już dobrze. - powiedziałam starając się, aby moje słowa brzmiały jak najbardziej szczerze.
Spojrzał mi w oczy. Przyglądał mi się przez jakiś czas.
- Usta mogą ukryć prawdę, ale oczy niestety nie. - odpowiedział w końcu. - Ale znam coś co może Ci pomóc.
Wczoraj nie miałam ochoty na jego towarzystwo, natomiast dzisiaj cieszyłam się jak nigdy dotąd. Dlatego, że przy mnie jest.
- Naprawdę ? - spytałam. - A co to takiego? Uśmiechnął się łobuzersko.
- Nie mogę Ci powiedzieć, ale mogę Ci pokazać. - zrobił krótką pauzę, by na mnie zerknąć. - Pytanie tylko...Czy chciałabyś spędzić ze mną popołudnie?
- Hm...Z WIELKĄ przyjemnością.
Tego samego dnia.
- To jak? Gotowa? - zapytał mnie Lou, gdy już czekaliśmy na przybycie taksówki.
- Oczywiście. - odpowiedziałam szeroko uśmiechając się.
Muszę przyznać, że obecność Louisa bardzo poprawiła mi nastrój. Nie rozumiałam dlaczego, ale po prostu czułam się o wiele lepiej. Czułam się jak ktoś kto wychodzi z jednej książki, a wchodzi do drugiej, a tam widzi wszystko w kolorowych barwach. Jak w bajce. Bardzo cieszyłam się z tego popołudnia, a już tym bardziej z tego, że nie będę musiała znosić towarzystwa Johna i unikną mnie wszelkie rozmowy, w których będę musiała tłumaczyć jak się czuje i dlaczego nie było mnie całą noc. Lou był kimś w rodzaju...wybawienia, takiego mojego własnego wybawienia. Wczoraj, owszem byłam na niego zła, ale tylko dlatego że nie chciałam, aby widział mnie całą zapłakaną i nie potrafiącą potraktować życia na luzie. Bo przecież nie mogłam tak po prostu mu wszystkiego opowiedzieć, rozpłakać się w ramię i poprosić o radę. Z drugiej strony cieszyłam się z jego obecności, z tego że w ogóle do mnie przyszedł i przesiedział ze mną całą noc tolerując moje milczenie i wspierając mnie, nie mając o mnie zielonego pojęcia. Byłam mu na prawdę za to wszystko wdzięczna. Co do naszego spotkania, to nadal nie wiedziałam dokąd idziemy. Lou uparł się, że mi nie powie, ponieważ w hotelu mogą być jakieś podsłuchy, a nie można pozwolić na to, aby ktokolwiek znał Słynny Sposób Tomlinsona. Nasze spotkanie traktowałam oczywiście jako zwykły relaksujący wypad. Nie bierzcie pod uwagę tego, że robiłam sobie jakąś nadzieję albo coś. Chciałam po prostu dobrze się poczuć.
Nadjechała taksówka. Lou płynnym ruchem otworzył przede mną drzwi i wpuścił do środka. Uśmiech cały czas nie znikał z jego twarzy, a iskry w jego oczach przerodziły się w żar. Ciekawe co on takiego kombinuje? Zerknęłam w jego stronę. Nadal się uśmiechał. Musiałam odwrócić wzrok, ponieważ jego uśmiech był za bardzo zaraźliwy.
- O czym myślisz? - zapytał nagle
- Zastanawiam się dokąd jedziemy.
- Zobaczysz, spodoba Ci się. - puścił do mnie perskie oko.
Taksówka wysadziła nas w samym centrum Londynu. Pogoda, jak na te tereny, była bardzo przyjazna. Słońce przyjemnie grzało, ale można było dostać gęsiej skórki od lekko powiewającego wiatru. Dobrze, że wzięłam ze sobą kurtkę. - pomyślałam. Przewiesiłam torbę przez ramię i ruszyłam śmiałym krokiem za Lou. Po jakimś czasie zatrzymał, odchrząknął, wyciągnął ramię w moją stronę i czekał. Patrzyłam na niego z rozbawieniem nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Zerknął na mnie wyczekująco także się uśmiechając.
- Oj, no dobra zrobię Ci ten zaszczyt. - powiedziałam w końcu, a Lou parsknął śmiechem.
Szliśmy wzdłuż ulicy cały czas trzymając się pod ramię. Nie wiem jak on to robił, ale poprawiał mi humor swoim każdym uśmiechem. Przy nim w ogóle nie myślałam o tym co się stało wczoraj. Czułam się szczęśliwa, jak nigdy przedtem. Ciężko mi to przyznać, ale nawet przy Oli nie czułam się w ten sposób. Oczywiście, że kocham ja za wszystko co dla mnie robi, a robi na prawdę wiele i dziękuję jej za to, ale przy Lou to był zupełnie inny rodzaj szczęścia. Coś jakby: Uśmiechnij -się-do-mnie-a wszystkie-problemy-znikną. I na prawdę, nie mam zielonego pojęcia w jaki sposób i dlaczego, ale on sam działał na mnie uzdrawiająco. Był moim takim własnym skrawkiem nieba. Spojrzałam na niego i tak jak myślałam - uśmiechał się. Z perspektywy przechodniów wyglądaliśmy pewnie jak nieźle zakochana w sobie para, ponieważ oboje szczerzyliśmy się jak nienormalni. Ale byliśmy przecież tylko znajomymi, poznanymi dzień wcześniej, którzy jakimś dziwnym trafem dobrze się ze sobą dogadują.
- To co? Jaki chcesz smak? - zapytał mnie Lou, gdy zatrzymaliśmy się przy małej różowo-zielonej budce z ogromnym szyldem zatytułowanym "Lody". - Polecam sorbet jabłkowy, wanilię oraz zabajony mix.
- Zabajony mix?
- Dokładnie. Nigdy nie wiadomo jakie smaki wykorzystano do zrobienia tego mixu. Codziennie są inne.
- Okey, w takim razie zaryzykuję. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Dwa razy specjalność zakładu. - powiedział zwracając się do ekspedientki.
Okazało się, iż ekspedientka miała na imię Bethy i pracowała tutaj już od najmłodszych lat. Opowiadała nam o swoich przygodach z dziećmi i o tym jaki dobry ma z nimi kontakt. "Teraz niektórych to widuje już z własnymi szkrabami" - powtarzała. Była kobietą bardzo miłą i strasznie rozgadaną. Nic dziwnego, że dzieci tak bardzo ją uwielbiały.
- Dziękujemy Pani bardzo! - powiedzieliśmy równocześnie z Lou. - Do zobaczenia!
- Z Bogiem dzieci, z Bogiem! - odkrzyknęła nam Bethy.
- Matko, cóż za wspaniała kobieta. - powiedziałam.
- Tak, to prawda. Bardzo pozytywna i taka pełna życia...
Chwila ciszy. W tle słychać było uliczny gwar, śmiech dzieci, rozmowy ludzi, odgłosy samochodów, a wszystko to wspaniale harmonizowało z widokiem zachodzącego słońca.
-Zazdroszczę takim ludziom... Chciałabym być taka jak oni. - powiedziałam w końcu. [KLIK - dla nastroju]
- Dlaczego zakładasz, że nie możesz być taka jak oni?
- Bo...To wszystko jest za bardzo skomplikowane.
- Ale co? Pełnia życia jest zbyt skomplikowana?
- Nie...Życie. - odpowiedziałam zatapiając wzrok w dłoniach.
Czułam na sobie jego spojrzenie, ale nie podniosłam głowy.
- Chcesz o tym pogadać? - spytał.
- Nie. - odpowiedziałam. - Może kiedy indziej - dodałam, gdy zorientowałam się, że moje słowa nie brzmiały zbyt uprzejmie. A przecież Lou chciał tylko pomóc.
- Nie przepraszaj. Rozumiem. - odpowiedział uśmiechając się. - Tylko wytłumacz mi jedno...
- Tak?
- Uważasz, ze ta kobieta nie ma w życiu problemów?
- No...Skoro jest szczęśliwa to chyba nie...
Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- A ja? Wyglądam na człowieka bezproblemowego?
- Wiesz...Nie za bardzo rozumiem..
- Bo widzisz...Chodzi mi o to, że pełnia życia wcale nie oznacza bezproblemowego życia. Każdy ma w życiu jakieś problemy, bo każdy ma przed sobą jakieś schody. To jest nieuniknione. - spojrzał mi w oczy. - Bethy też pewnie boryka się z czymś przez całe życie, ale uszczęśliwiają ją te małe dzieciaki, które kochają ją jak własną babcię. Znalazła swoje małe odniesienie szczęścia, które pozwala jej oddychać pełną piersią i każdego dnia się uśmiechać. - przerwał, po czym zatopił swoją łyżeczkę w ustach. - Hm...Dobry ten mix...Wyczuwam smak truskawki i...Sam nie wiem.
Zastanowiłam się chwilę nad jego słowami i wywnioskowałam, że miał rację. Rzeczywiście nie patrzyłam na to w ten sposób i nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiałam. Czułam się tak jakbym dotychczas była w jakimś ciemnym tunelu, w którym co jakiś czas próbując wstać potykam się, a Lou rozpala w nim takie małe światełko, które otwiera mi oczy i rozświetla drogę. Czy to możliwe, żeby był moim własnym odniesieniem szczęścia? Czy to może ta wczorajsza gra na fortepianie zmieniła moje samopoczucie? Jak to się stało, że dziś jestem uśmiechnięta? Z jednej strony wiedziałam, że to Lou, ale z drugiej wstydziłam się do tego przyznać. Dlaczego? Nie mam pojęcia...
- A ty, jaki smak czujesz? - zapytał mnie Lou wyrywając mnie z zamyślenia.
- Hm...Truskawkę na pewno i może też...kiwi? - spojrzałam na niego - Albo...jabłko?
- Chyba jednak kiwi. - odpowiedział zamykając oczy, aby lepiej poczuć smak. - I jeszcze coś jakby wanilię?
- Tak, zdecydowanie wanilia. - otworzył oczy i obdarzył mnie swoim spojrzeniem. - A czujesz tutaj brzoskwinię?
- Czuje jakby lekki posmak ananasu, ale brzoskwini niestety nie.
- To pewnie chodzi o ten ananas. - powiedział parskając śmiechem.
- Lou... - zaczęłam - Gdzie my właściwie idziemy?
- Na Tower Bridge. - odpowiedział z uśmiechem. - Kiedyś byłem w Londynie z rodzicami i znalazłem takie jedno miejsce. Jest tam bardzo spokojnie i nie ma tam ludzi.
- Znalazłeś sobie miejsce na Tower Bridge?
- Tak właściwie to prawie pod Tower Bridge.
Jezu Chryste!
- Ty na prawdę musiałeś być jakieś nieźle niewyżyte dziecko. - powiedziałam, a Lou wybuchnął śmiechem.
- A co, przestraszona?
- Pobytem nad, przepraszam, pod Tower Bridge - troszeczkę, Twoimi pomysłami - bardzo.
Kolejny wybuch śmiechu.
- Zobaczysz, będzie fajnie.
No, nie wątpię. - dodałam w myślach.
Minęło niecałe 10 minut, a my już widzieliśmy dwie ogromne charakterystyczne kolumny mostu Tower Bridge. Słońce przekroczyło już horyzont przez co na niebie pojawiła się różowofioletowa łuna. Robiło się coraz ciemniej i całe miasto ozdabiały latarnie oraz światełka pochodzące z biurowców i bloków mieszkalnych.
Po jakimś czasie dotarliśmy już na miejsce. Lou złapał mnie za rękę i prowadził wzdłuż krawędzi mostu. Doszliśmy do pierwszej z kolumn i weszliśmy przez drzwi znajdujące się w jeden z jej bocznych ścian, a wyszliśmy na drugą zewnętrzną stronę Tower Bridge. Widok rzeczywiście był niesamowity...Staliśmy na samym środku rzeki Tamizy. Wszystko to wydawało mi się takie idealne. Szum wody, odgłosy przejeżdżających samochodów, lekki wiatr powiewający mi włosy i ciepło dłoni Louisa. To uczucie było tak przyjemne, iż czułam że nie potrzebuję już niczego więcej.
Odwróciłam się i spojrzałam na Lou. Miał zamknięte oczy, ale uśmiechał się. Musiał wyczuć, że na niego patrzę, ponieważ mocniej ścisnął moją rękę. Czułam jego bliskość tak bardzo, iż myślałam, że się rozpłynę. Nie chciałam przerywać tej chwili. Nagle poczułam jak łzy powolutku spływają po moich policzkach. Nie wiem dlaczego, ale nie wytarłam ich, pozwoliłam im aby swobodnie spływały. Jedna po drugiej. Czy to były łzy smutku? Nie... Nadałabym im raczej przydomek "szczęście". Zobaczyłam jak Lou otwiera oczy i kieruje je w moją stronę. Widział, że płaczę, dlatego uśmiechnął się czuło, po czym spokojnym krokiem podszedł do mnie i wytarł je wierzchem dłoni. Następnie odgarnął mi włosy z oczu i mocno przytulił. Jego uścisk był mocny i silny, a zarazem bardzo ciepły. Odwzajemniłam go obejmując Lou w pasie. Oparłam głowę o jego ramię wdychając jego cudowny zapach. Pachniał jakby nutą wanilii z lekką domieszką skórzanej kurtki i męskich perfum. Nie wyobrażałam sobie czegoś piękniejszego.
Słońce na dobre zniknęło z pola widzenia i niebo zmieniło kolor na granatowe. Lou podniósł głowę i odsunął się ode mnie, lecz tylko na chwilę, ponieważ zaraz szybkim ruchem złapał moją dłoń. Uśmiech przez cały czas nie znikał z jego twarzy.
- I jak? Podoba Ci się, prawda? - spytał.
- Tak. Jest cudownie.
- Twoje oczy nie wyglądają już tak smutno jak dzisiaj rano. - stwierdził. - Teraz wiem, że mówisz prawdę.
- Udało Ci się. - powiedziałam uśmiechając się do niego.
Spojrzał mi głęboko w oczy.
- Proszę obiecaj mi, że będziesz mniej płakać, a częściej się uśmiechać. Lubię patrzeć, gdy to robisz.
Jego słowa sprawiły, że uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Pokiwałam mu twierdząco głową, a on podszedł i pocałował mnie w policzek. Lou - moje własne odniesienie szczęścia.

Jesteś świetna :) Kocham twojego bloga <3
OdpowiedzUsuńSuper piszesz uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńEXTRA ;) Kiedy następny? <3
OdpowiedzUsuńPostaram się jak najszybciej, ale nie jestem w stanie podać konkretnej daty c;
UsuńHejka!!!
OdpowiedzUsuńMówił Ci ktoś że to opowiadanie jest świetne????
Nie?? To będę pierwsza ;) :***
Ojej...Dziękuję <33333 Straszzznieee się cieszę, że Ci się podoba ;***
UsuńSiemka ;)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, kiedy next? :**
W środę już powinien być c; <33333
UsuńSuper <3
UsuńWow ! EXTRA ;)
OdpowiedzUsuńhahhahaa Dziękuję <3 ;****
UsuńCzuje się smutna ;( Kiedy będzie następny rozdział? :*
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale wczoraj miałam lekkie problemy z internetem. Dzisiaj jednak nadrobiłam straty. <3 Mam nadzieję, że będzie się podobało ;***
Usuń